Jestem mieczem w ciemności, strażnikiem na murach – recenzja “Sword in the Darkness”

Jestem mieczem w ciemności, strażnikiem na murach – recenzja “Sword in the Darkness”

Po ociekającym stagnacją drugim epizodzie w końcu dochodzimy do ciekawych wydarzeń. Już w samym prologu wita nas jeden z przyjaciół Daenerys i można powiedzieć, że jest to bardzo gorące powitanie – if you know what I mean. Po około 5 minutach od rozpoczęcia gry będziecie musieli podjąć trudną decyzję i choć później okaże się ona mało istotna, to fajnie podnosi adrenalinę. Jeśli polubiliście Ashera będziecie świadkiem sceny, która zmrozi Wam palce na padzie. Tak samo w wątku w Królewskiej Przystani i na Murze dynamiczna akcja i wrogowie deptający po piętach zrekompensują Wam wcześniejsze godziny spędzone z tą grą.

Wydarzenia w bardzo naturalny sposób łączą się z tymi, które rok temu oglądaliśmy na HBO. Mira Forrester jest świadkiem tragedii (choć w sumie ciężko pisać o śmierci Joffreya w kategorii nieszczęścia) na weselu w Królewskiej Przystani i w związku z wcześniej podjętymi decyzjami grunt zaczyna jej się palić pod nogami. Dziewczyna bardzo chce pomóc swojej rodzinie (a my doskonale wiemy już, że pieniądze, które ma zapewnić rodowi będą nieocenione), ale musi też dbać o własną skórę. Co robić, co robić, gdy tak trudno wyczuć kto jest sprzymierzeńcem?

Wcale nie łatwiej ma Garett, który właśnie zostaje oficjalnie Strażnikiem Muru. (Przy okazji uczestniczenie w ceremonii i wypowiadanie przysięgi to kolejna pamiętna scena w tym odcinku.). Nie dosyć bowiem, że tuż po złożonych ślubach jego wuj prosi go o pomoc, która praktycznie równa się z dezercją (a ta, jak wiadomo, na Murze kończy się śmiercią), to jeszcze w szeregach bractwa spotyka swojego najgorszego wroga. I jak tu teraz nie zdzielić gościa, gdy przed chwilą obiecywaliśmy Jonowi Snow, że nie zawiedziemy go i będziemy równo traktować wszystkich braci.

Najbardziej gładko przebiega akcja w Ironwood. Rodrik i jego rodzina – cokolwiek byście nie wybrali – będą mieszani z błotem przez Whitehillów. Czasem aż kusi, by przywalić z grubej rury i zobaczyć co się stanie, ale Telltale nie bardzo daje nam ku temu okazje. Jedynie w tym wątku przebija się taka nienaturalna sztuczność w relacjach. Za Whitehillami stoi psychiczny Ramsay Bolton, namiestnik północy, który bez mrugnięcia okiem zabił jednego z Forresterów i z pewnością miałby głęboko w poważaniu co stanie się z resztą tej rodziny. A mimo to Whitehillowie strasznie się z nimi cackają. George Martin by na to nie pozwolił.

Do wad muszę też zaliczyć tym razem kwestie techniczne. Znaczna część prologu pozbawiona była efektów dźwiękowych i muzyki. Jak można było wypuścić grę z tak znaczącym błędem? Pewnie zostanie to szybko naprawione aktualizacją, ale ponieważ jest to produkcja, w którą gra się raz i to jeszcze zaledwie przez 2 godziny gracze powinny tym bardziej otrzymywać produkt pozbawiony tak rażących wad.

Ocena: 70/100

Plusy:

+ Nagłe zwroty akcji

+ Scenariusz przeplatający się z ważnymi wydarzeniami z serialu

+ Oprawa wizualna

+ Wybory moralne

Minusy:

– Błąd techniczny (brak muzyki w prologu)

– Mało wiarygodny wątek konfliktu Forresterów z Whitehillami

– Wprowadzana na siłę eksploracja, która nic nie wnosi do gry

Tytuł:

Game of Thrones: Sword in the Darkness

Producent:

Telltale Games

Wydawca:

Telltale Games

Platforma:

PC, PS4, Xbox One, PS3, Xbox 360, Android, iOS

Data premiery:

24.03.2015 (PC), 25.03.2015 (PS4, Xbox One, PS3, Xbox 360), 26.03.2015 (iOS, Android)

Cena:

około 21 zł za epizod, około 81 zl za sezon 6 odcinków (ceny z PlayStation Store)

Język:

angielski

PEGI:

18