Podziw jest jak najbardziej uzasadniony – ktoś wpadł na pomysł, by zbudować gogle do wirtualnej rzeczywistości (kompatybilne z wieloma modelami smartfonów), a do tego jeszcze wodoodporne i zintegrowane z fajką do nurkowania. Nautilus VR wygląda naprawdę ciekawie i – trzeba przyznać – dość futurystycznie.
A skąd niesmak? Stąd, że ten projekt kojarzy mi się niezbyt ładnie z “nurkowaniem dla ubogich”. Teoretycznie to fajnie, że wystarczy założyć Nautilusa VR na buzię, chlupnąć do dowolnego basenu czy jeziorka i już możemy eksplorować Wielką Rafę czy pływać między rekinami i 100-letnimi żółwiami morskimi. Ale czy nie lepiej zrobić coś takiego naprawdę? Nie trzeba koniecznie lecieć od razu do Australii czy Meksyku, wspaniałe rafy znajdziemy w Egipcie, a koszt wyjazdu będzie porównywalny z pobytem nad Bałtykiem. W tym przypadku wirtualna rzeczywistość to po prostu udawana rzeczywistość – rozwiązanie na pewno tańsze, ale podejrzewam, że doznania mogą być równie tanie i ubogie.
No dobra, ale czy to nie dotyczy każdych gogli do VR? Niekoniecznie – wszystko zależy od doboru materiału. Jeśli ktoś z goglami VR zwiedza Luwr to o ile nie jest przykuty do łóżka, rzeczywiście lepiej zebrać się i pojechać do Francji samodzielnie. Ale jeśli ktoś po prostu nie chce ryzykować, a ma ochotę “skoczyć ze spadochronem” czy “stanąć na szycie Mount Everestu”, to proszę bardzo. Tym bardziej, że gogle VR oferują znacznie więcej – możemy z ich pomocą oglądać prawdziwe, specjalnie przygotowane filmy fabularne albo niemal dosłownie wejść w jakąś grę. Do tego wirtualna rzeczywistość nadaje się najlepiej – nie do udawania czegoś, co istnieje naprawdę, ale do kreowania nowych, oszałamiajacych, niezwykle realistycznych, ale jednak fantazyjnych światów.
Ciekawe, okazało się, że zbiórka funduszy na ten projekt na serwisie Kicstarter została skasowana. Czyżby jego twórcy również zaczęli mieć wątpliwości, że Nautilus VR to dobry pomysł i dobry projekt?