Jeśli pamiętacie nasze najwcześniejsze doniesienia o zegarku firmy Apple, opierające się głównie na pogłoskach albo też renderowanych projektach, które nie miały większego związku z rzeczywistością, to pamiętacie również, że od początku używaliśmy w nich nazwy iWatch. Logicznie: po iPodach, iPadach czy iPhone’ach przyszła pora na zegarek z przedrostkiem “i” w nazwie – stąd iWatch.
Dopiero kiedy wyszło na jaw, że firma Tima Cooka nazwie swój gadżet Apple Watch, pojawiły się pytania, czemu nie została wykorzystana nazwa iWatch. Cóż, Apple zapewne chciałoby z niej skorzystać, ale nie mogło – nie miało do niej praw. Z wielu powodów!
Jednym z nich była firma OMG Electronics, która wnioskowała o zarejestrowanie nazwy iWatch już we wrześniu 2012 roku. Pragnieniem firmy tej firmy było wdrożenie do produkcji smartwatch’a o tej nazwie, a pomóc w tym miała zbiórka przeprowadzona w portalu crowdfundingowym Indiegogo we wrześniu i październiku 2012 r. Celem było zebranie 100 000 dolarów, udało się zebrać… 1434 dolary.
Ale to nie wszystko. Już w czerwcu 2007 roku mająca siedzibę w Nowym Jorku firma M. Z. Berger & Co. starała się zastrzec nazwę iWatch. Wtedy jej się to nie udało, ponieważ zaprotestował szwajcarski Swatch – zdaniem Szwajcarów tak podobna nazwa mogłaby wprowadzać w błąd nabywców ich własnych produktów.
Zamiast tego od 2008 roku właścicielem praw do nazwy iWatch na terenie Unii Europejskiej stała się firma Probendi, mocno odgrażająca się na swoim portalu katastrofalnymi konsekwencjami prawnymi dla jakiegokolwiek innego podmiotu, który śmiałby użyć nazwy iWatch na terenie EU.
Cóż, z perspektywy co najmniej kilku kosztownych procesów sądowych, w których Apple zapewne i tak nie zostałoby stroną zwycięską, decyzja firmy o zmianie nazwy zegarka na Apple Watch wcale nie wydaje się taka dziwna. Oczywiście można też było próbować odkupić prawa do nazwy, ale cena byłaby pewnie niebotycznie wysoka. Już w 2012 roku Apple kupiło prawa do nazwy iPad na terenie Chin od firmy Proview. Wtedy skończyło się na 60 milionach dolarów, więc kwoty za rynek amerykański czy całą Unię Europejską byłyby pewnie wielokrotnie wyższe.
W tym kontekście świadomość, że nazwa Apple Watch też została już wcześniej zastrzeżona, to pikuś – w końcu dotyczy to tylko w Szwajcarii (zastrzeżenia nazwy dokonała firma Leonard Timepieces). Co najwyżej ucierpią na tym Szwajcarzy, którzy w tym roku raczej nie będą mogli kupić zegarka z logiem nadgryzionego jabłuszka. Przynajmniej nie oficjalnymi kanałami.
[AKTUALIZACJA]
Oto inne, mniej oficjalne wytłumaczenie całej sprawy, podesłane przez naszego Czytelnika.
Dziękujemy! 😉