Jednak już teraz robi kolosalne wrażenie. Google oczywiście nie postawiło jeszcze własnych nadajników, dlatego Fi korzystać będzie z infrastruktury dwóch operatorów: Sprint oraz T-Mobile. Tu jednak pojawia się lekki twist w fabule: oprócz sieci GSM, Projekt Fi pozwoli swoim użytkownikom na płynne przełączanie się pomiędzy łącznością GSM, a bezprzewodową łącznością internetową. Jeśli na przykład ktoś zadzwoni do was, kiedy właśnie pijecie swoją ulubioną wegańską latte w kawiarni z darmową siecią Wi-Fi, wasz Nexus 6 skorzysta z połączenia internetowego do transmisji odebranego połączenia.
Co więcej: wasz numer w Project Fi, nie będzie przypisany do żadnego konkretnego urządzenia, tylko do waszego konta Google. W przyszłości będzie to wyglądać tak, że nadchodzące połączenie telefoniczne odbierzecie (o ile będzie mieli ochotę) na swoim tablecie, Chromebooku, lub na smartwatchu z Android Wear.
A jeśli nie możecie połączyć się akurat z żadną siecią Wi-Fi, telefon płynnie przełączy się na łączność GSM.
Kolejną mocną stroną Projektu Fi jest jego cennik. Za nielimitowane rozmowy i SMS-y, obywatele Stanów Zjednoczonych zapłacą 20 dolarów. Oprócz tego, za każdy gigabajt wykorzystany w transmisji danych trzeba będzie zapłacić 10 dolarów. Google nie chce jednak obciążać swoich abonentów opłatami za niewykorzystane dane – jeśli wykorzystacie na przykład 1,5GB, zapłacicie za tą przyjemność 15 dolców.
No i na koniec wisienka na torcie: Projekt Fi nie przewiduje żadnych opłat roamingowych. Żadnych. Zero dopłat. W końcu będzie można uruchomić mapy Google’a na wakacjach za granicą bez obaw o absurdalnie wielki rachunek.
Miejmy nadzieję, że nowa usługa Google szybko pojawi się w Europie. Zastanawiam się tylko, czy cennik, który jest tak bardzo atrakcyjny dla Amerykanów, ulegnie zmianie. Bo jeśli nie, to zakładając, że oprócz pakietu darmowych minut, wykorzystamy 2GB transferu danych, to taka przyjemność kosztować będzie 40$, czyli 150zł. Strasznie drogo.