Chińskie firmy prą na Zachód

Jako pierwsza wyłamała się Alibaba Group: jej gorąco wyczekiwane wejście na giełdę w ubiegłym roku może stało się jednym z największych debiutów ostatnich lat. Branżowy gigant e-commerce chce jednorazowo wchłonąć około 20 miliardów dolarów (wartość giełdowa szacowana jest na 240 miliardów dolarów). To oznacza, że firma nagle jest warta w przybliżeniu tyle samo co przedsiębiorstwa wielkości Samsunga, Microsoftu albo IBM. Za Alibaba Group stoi olbrzymia baza użytkowników: 600 milionów klientów kupuje regularnie w serwisach takich jak Tmall (podobny do Amazona) i Taobao (podobny do eBaya), zapewniając im roczny obrót rzędu 250 miliardów dolarów.
Chińskie firmy prą na Zachód
Baidu wyyląda tak, jakby tylko podmieniono logo Google, ale pod powierzchnią kryje się dużo więcej.

Baidu wyyląda tak, jakby tylko podmieniono logo Google, ale pod powierzchnią kryje się dużo więcej.

Chiński E-bay, czyli Taobao.com

Chiński eBay, czyli Taobao.com

Ich udział w rynku chińskim wynosi 80 proc., 70 proc. wszystkich przesyłek paczkowych wewnątrz Chin stanowią zamówienia złożone online w Tmall i Taobao. Za pieniądze z wejścia na giełdę Alibaba chce zdobyć przyczółek na rynku amerykańskim. Szanse na to, że się uda, nie są małe.

Z zewnątrz Taobao wygląda jak klon eBaya — mówi analityczka z Gartnera Jane Zhang –

ale stoi za tym zupełnie inny model biznesowy, bo Taobao zarabia pieniądze na reklamie, każda transakcja jest realizowana przez serwis płatniczy Alipay, który wypłaca pieniądze sprzedawcom dopiero po dotarciu towaru. Taką usługę eBay wprowadził nie dość, że z opóźnieniem, to w dodatku tylko jako opcję.

Ciężka sytuacja chińskiego Twittera

Powyższe korzyści w porównaniu ze swoimi zachodnimi pierwowzorami oferują prawie wszystkie chińskie firmy internetowe. Weibo (na marginesie: to chińskie słowo określające mikrobloga) pozwala swoim użytkownikom lajkować i komentować tweety. W 140 chińskich znakach da się wyrazić o wiele więcej informacji niż w 140 łacińskich. Dlatego Weibo już dawno stał się kanałem informacyjnym, dzięki któremu Chińczycy są na bieżąco z newsami – ale tak samo jak w Twitterze górą są komunikaty celebrytów. Rekord Weibo należy do postu aktora nazywającego się Wen Zhang z końca marca, który w Weibo przyznał się do romansu: w ciągu dziesięciu godzin udostępniano go 2,5 miliona razy. Na razie z serwisu mogą korzystać tylko Chińczycy, ale ma on ochotę na ekspansję: aby ściągnąć na siebie uwagę, w roku 2012 podczas jednego meczu zasponsorował hiszpański klub FC Villareal. Na początku 2014 roku Weibo opublikował angielską wersję swojej strony, ale po tygodniu testowym została ona znów zawieszona.

– Wpływy Weibo za granicą początkowo ograniczą się do chińskiej społeczności – sądzi Zhang. W krajach rozwijających się, gdzie Facebook i Twitter nie są rozpowszechnione, serwis mógłby zyskać na ofertach obcojęzycznych – uważa analityczka. To jest też pożądane, bo aktualna szybkość wzrostu na poziomie 40 proc. rocznie jest w Chinach na dłuższą metę nie do utrzymania.

Wyszukiwarka Baidu w Krzemowej Dolinie

To samo dotyczy konkurencji Google’a – Baidu. W ubiegłym roku koncern składający się z 41 serwisów – od wyszukiwarki przez encyklopedię online aż po usługi w chmurze – urósł o 59 proc.

Udział Baidu w rynku chińskim wynosi 63 proc., piąta co do wielkości strona internetowa świata zarabia na reklamie, ale na razie konkurent Google’a musi uznać wyższość oryginału z San Jose, który w przeliczeniu na jednego użytkownika zarabia dwa razy więcej pieniędzy. To może wkrótce się zmienić, bo z jednej strony chińska wyszukiwarka odnajduje także MP3, z czego cieszy się przemysł muzyczny, a z drugiej strony Chińczycy są znacznie bardziej tolerancyjni wobec sponsorowanych wyników wyszukiwania. Obowiązuje zasada: kto płaci za to, żeby lądować na górze listy wyników, ten musi mieć także dobrą ofertę. Ponieważ Baidu dysponuje już ponad 600 milionami użytkowników, ma duży potencjał. Ostatnio koncern uzupełnił swoją ofertę o stronę Daily-Deal i mobilny serwis wideo online.

Baidu wkrótce będzie deptał Google’owi po piętach: w Silicon Valley Chińczycy zainwestowali już około 220 milionów dolarów w laboratorium badające sztuczną inteligencję. Koncern chce opracowywać algorytmy ulepszające sprawność obliczeniową serwerów – w oparciu o sposób funkcjonowania ludzkiego mózgu. Jednak podobnie jak w przypadku Weibo analityczka Zhang nie widzi dużych szans na to, że Baidu stanie się poważną konkurencją dla Google’a. –

Obie firmy są operatorami platform i do osiągnięcia sukcesu potrzebują firm trzecich, które będą korzystać z ich serwisów — wyjaśnia. W Ameryce Północnej i w Europie na razie przedsiębiorstwa mają niewiele powodów, dla których miałyby migrować z Google’a do Baidu.

Podczas gdy prawie wszystkie chińskie firmy internetowe jeszcze rozważają ekspansję na zachód, od roku 2009 istnieje Instant Messenger i portal społecznościowy Tencent QQ w 18 różnych językach. 800 milionów użytkowników wymienia się za jego pośrednictwem informacjami, jest także platforma

streamingowa i gry społecznościowe. Zhang widzi w tej organizacji godnego rywala dla firm zachodnich takich jak Facebook. – Oni dopasowali już swoją strategię do danych rynków regionalnych i znaleźli mocnych partnerów – mówi analityczka. W USA gry są rozprowadzane na przykład przez AOL.

Pomimo tego wszystkiego jest stosunkowo mało prawdopodobne, że w przyszłości wszyscy będziemy kupować w Tmall i Taobao, szukać w Baidu i kontaktować się w sieci przez Weibo. Chińskie wielkie firmy zadbają jednak o to, żeby ich amerykańscy konkurenci musieli wciąż się rozwijać, by kiedyś nie polec w konkurencyjnej walce. Miliony, które Amazon wkłada w rozbudowę swoich Cloud Computing Services, są reakcją na ekspansję Alibaby. Jednak Chińczycy pracują już nad podobnym projektem. – Budują już dla niego struktury wewnętrzne – mówi Jane Zhang.