O ile ogólny trend może cieszyć (przynajmniej pracowników firmy Google), to tyle rozbicie wielkich liczb na mniejsze, bardziej konkretne wskazania, nie nastraja już tak optymistycznie. Pierwszy problem to regionalizacja – większość Chromebooków sprzedana została w Ameryce Północnej (czyli głównie w Stanach Zjednoczonych). To aż 84 procent wszystkich sprzedanych urządzeń tego typu na świecie! Azja, Europa, Afryka, Ameryka Łacińska – w tych rejonach popyt na komputery z “systemem operacyjnym” Google’a jest jeszcze znikomy.
Ale inny podział jest jeszcze ciekawszy: chodzi o zastosowania, w jakich kupowane były Chromebooki. Najbardziej zainteresowany jest nimi dość wąski, choć wartościowy rynek – edukacja. To właśnie dla edukacji sprzedaje się większość tego typu maszyn, na przykład w regionie EMEA (Europa, Bliski Wschód i Afryka) aż 72,3 procent z urządzeń trafiło właśnie do tego segmentu zastosowań. Natomiast tylko 0,9 procent Chromebooków trafił w tym rejonie do klientów biznesowych.
W innych rejonach wskaźniki są nieco lepsze – 1,1 procent w Stanach Zjednoczonych albo 16,5 procenta w Azji. Ale to i tak mało, zbyt mało, jak na tak lukratywny rynek. Jeśli wielkie korporacje, jeśli wielki biznes naprawdę zainteresuje się Chromebookami, to wtedy sprzedaż naprawdę ruszy z kopyta. Na razie powoli przykleja się do nich łatka “komputerów dla dzieci”, co niekoniecznie musi być szczęśliwym trendem. Jest więc się z czego cieszyć (większa sprzedaż) i jest się czym martwić.