Hindenburg miał potrójnego pecha – nie dość, że spłonął, to jeszcze zginęło w tej katastrofie 35 osób, a całość została utrwalona na zdjęciach, a nawet na filmie. Filmie, który oglądały później miliony osób.
W przypadku samochodu AreoMobil 3.0, o którym pisaliśmy już wielokrotnie, sprawa wygląda nieco lepiej, co nie znaczy, że wygląda dobrze. Nadal warto bowiem pamiętać o tym, że mamy do czynienia ze słynnym już prototypem, którego losy uważnie śledzą ludzie na całym świecie, więc jego katastrofa z pewnością nie zostanie odebrana pozytywnie. Tymczasem przebieg tej katastrofy tak naprawdę powinien napawać nas… optymizmem.
Czemu? To proste – można potraktować ją jako wyjątkowo wiarygodny “crash test”, który udowodnił, że latający samochód słowackiego producenta nawet w ekstremalnie trudnych sytuacjach okazuje się konstrukcją bezpieczną. Samochód wprawdzie spadł i rozbił się, ale jego pilot (a także konstruktor i współzałożyciel firmy) Stefan Klein wyszedł z tego wypadku niemal bez szwanku. Wszystko dlatego, że zdążył wypuścić spadochron awaryjny, który w znacznym stopniu zneutralizował siłę, z jaką pojazd uderzył o ziemię. Klein został wprawdzie zabrany na kontrolę do szpitala, ale szybko go z niego wypuszczono po tym, jak nie stwierdzono żadnych poważniejszych obrażeń.
Nie wiem jak Was, ale mnie nic tak mocno nie przekonało do tego, że latanie samochodami może być bezpieczne, jak właśnie przebieg tej katastrofy…