Jak twierdzi dr. Rob Lee, jeden ze współzałożycieli startup’u o wielce znaczącej nazwie Nikola Labs, aż około 97 procent energii, jaką smartfony wykorzystują do przesyłania danych i połączeń głosowych poprzez fale radiowe, jest marnowana. Jak to się ładnie mówi: większość pary idzie w gwizdek, a nie do kotła. I chodzi właśnie o to, by tę tendencję zmienić.
Jak twierdzą twórcy startup’u (choć dla nas brzmi to tak niewiarygodnie, że aż trochę bajkowo), udało im się to osiągnąć! Stworzyli już dość toporną, grubaśną i kosztującą 99 dolarów obudowę do iPhone’a, która nie robi nic innego, tylko po cichutku, pomalutku, systematycznie go DOŁADOWUJE. Oczywiście wykorzystując energię, która w przeciwnym razie byłaby po prostu zmarnowana.
No dobra, może trochę wierzymy zapewnieniom inżynierów z Nikola Labs. A wierzymy dlatego, że sami uczciwie przyznają, że ich obudowa nie jest zbyt wydajna. Po pierwsze, doładowywanie iPhone’a trwa podobno długo (nie wiemy niestety dokładnie, co się kryje za tym określeniem. Dzień? Miesiąc? Rok?). Po drugie, po założeniu tej specjalnej obudowy iPhone powinien działać dłużej o około 30 procent. Sami uznajcie, czy to mało, czy dużo – naszym zdaniem to całkiem niezły wynik. W praktyce nie można zatem mówić o ładowaniu, co raczej o wolniejszym rozładowywaniu – ale to też już naprawdę COŚ. Przy okazji obudowa chroni też telefon, poprawia wydajność jego anten i siłę sygnału. Nieźle!
Projekt ma niebawem zacząć zbierać fundusze za pośrednictwem serwisu finansowania społecznościowego Kickstarter i – naszym zdaniem – odniesie na nim sukces. I tego mu życzymy! A jeśli w przyszłości zamiast oddzielnych obudów specjalne podzespoły odzyskujące energię będą montowane bezpośrednio w smartfonach, to świat z pewnością będzie piękniejszy, lepszy, bardziej ekologiczny i wydajny. Ech, żeby choć o te trzydzieści procent…