Pamiętacie może historię smartfonów Samsunga, które po wykryciu działającej w systemie aplikacji testującej wchodziły w specjalny tryb pracy zorientowany na maksymalną wydajność, bez liczenia się z czasem pracy czy wydzielanym ciepłem. Dzięki temu wyniki osiągane w różnego rodzaju benchmarkach były wyższe.
Ciekawe jest to, że do podobnego rodzaju oszustw mogą się też uciekać… producenci samochodów. Właśnie na takim kłamstwie pomiarowym, nawet grubszej miary (bo Samsung w gruncie rzeczy nie oszukiwał, a jedynie maksymalnie wykorzystywał pewną lukę w założeniach testów), złapany został koncern Volkswagen. A i łapiącym jest nie byle kto, ale Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA), która oskarżyła Volskwagena o oszukiwanie – bo inaczej trudno to chyba określić – podczas pomiarów emisji szkodliwych substancji wydzielanych przez produkowane przez niego silnikach diesla.
Jak to działało? Według EPA Volkswagen wyposażył silniki diesla (wykorzystywane również w samochodach należącej do tego samego koncernu firmy Audi) w specjalny moduł kontroli emisji spalin wraz z odpowiednimi czujnikami i działającą w tle dość oryginalną aplikacją. W oparciu o różnego typu dane (ułożenie koła kierownicy, prędkość samochodu, czas niektórych operacji wykonywanych przez silnik, ciśnienie w układzie) była ona w stanie rozpoznać, kiedy silnik auta poddawany jest specjalnym pomiarom ilości wydzielania szkodliwych substancji. A wtedy praca całego silnika zorganizowana jest w taki sposób, by spełniał on nawet najsurowsze współcześnie obowiązujące normy.
Ciekawiej wygląda natomiast sytuacja, w której aplikacja (znów na podstawie różnego typu danych spływających z całego samochodu) uznała, że auto wykorzystywane jest normalnie – do jeżdżenia. Silnik pracował wtedy w zupełnie inny sposób, co między innymi oznaczało dziesięcio-, a czasem nawet czterdziestokrotny wzrost emisji szkodliwych tlenków azotu (odpowiedzialnych m.in. za zmiany klimatyczne).
W związku z zaistniałą sytuacją Volkswagen będzie musiał przeprowadzić akcję serwisową na co najmniej 500 tysiącach swoich aut z silnikami diesla. Dotyczy to między innymi takich modeli jak Volkswagen Jetta (po 2009 r.), Golf (po 2010 r.), Beetle (po 2012 r.), Passat (po 2012 r.) a także Audi A3 (po 2010 r.). W najgorszym możliwym scenariuszu samochody w ogóle będą musiały być wycofane z użytkowania, a Volkswagenowi grozi dodatkowo kara ponad 18 miliardów dolarów. Akcje firmy już teraz spadły o 22 procent.
Cóż, na dłuższą metę kłamstwo nie popłaca. Używanie specjalnie przygotowanych “aplikacji testowych” również.