Jeśli spojrzymy na historię obecności na rynku systemu Windows 10 (począwszy od oficjalnej premiery 29 lipca), to coraz wyraźniej widać w działaniach firmy Microsoft określony plan. Plan polegający na najpierw delikatnym, a z biegiem czasu coraz bardziej nachalnym i chwilami podstępnym zachęcaniu użytkowników systemów Windows 7 i Windows 8 do instalacji systemu z liczbą 10 w nazwie.
Na początku wszystko odbywało się niemalże w białych rękawiczkach. Niemalże, bo na paskach pulpitu większości użytkowników (jeśli nie mają całkowicie zablokowanych aktualizacji) pojawiły się ikonki “okienek” najpierw przekonujące do zarezerwowania sobie systemu Windows 10, a później, po premierze, do jego instalacji. Tylko przekonujące, bez zmuszania kogokolwiek do czegokolwiek.
Ale od tej pory robi się już tylko gorzej. We wrześniu informowaliśmy, że instalacja Windows 10 dalej pozostaje kwestią dobrej woli, ale Microsoft zmusza do ściągnięcia plików instalacyjnych nowego systemu. Następnie na początku października wyszła na jaw akcja, w której Windows 10 był instalowany na komputerach użytkowników, którzy wcale się na to nie zgodzili. Microsoft przeprosił za nią, określając ją jako “pomyłkę”, jednak prawdopodobnie była to raczej świadoma “akcja próbna”.
Kolejny krok w akcji coraz bardziej nachalnego przekonywania użytkowników do instalacji Windows 10 to zmiana jego statusu w systemie. Widnieje on jako jako jedna z wielu opcjonalnych aktualizacji, więc jeśli ktoś zagląda czasem do Windows Update, może ją sobie zaznaczyć i kliknąć “Zainstaluj aktualizacje”. Takie tam, normalne aktualizacje się instalują… O! mam zainstalowany Windows 10!
Ale i to jeszcze nie koniec. Jak twierdzą dziennikarze Forbes’a, na początku 2016 roku status Windows 10 w systemie ma zostać przekwalifikowany z aktualizacji opcjonalnej, na aktualizację ważną, rekomendowaną. Wtedy już wszystko pójdzie z górki – wystarczy, że mamy wybraną opcję “Zainstaluj aktualizacje automatycznie” i nagle okaże się, że “nie wiedzieć, kiedy” nasz system operacyjny zmienił się na Windows 10.
Cóż, oczywiście i takiej formie wymuszania (bo tak to już trzeba będzie określić) instalacji Windows 10 można się przeciwstawić, samemu określając, które aktualizacje mają być zainstalowane. Ale przyznacie sami, że coraz mniej przypominać to będzie swobodny wybór, a coraz bardziej męczącą walkę, o możliwość zachowania tego swobodnego wyboru. Walkę, w której Microsoft staje się niewygodnym, upierdliwym przeciwnikiem, uszczęśliwiającym innych na siłę.