Po nowym roku w życie wprowadzony ma być przepis mówiący o obowiązkowej obecności kierowcy posiadającego specjalne prawo jazdy za kierownicą autonomicznego samochodu. To rodzi już dwa poważne utrudnienia. Przede wszystkim producent – w tym wypadku Google – będzie musiał na własną rękę wyszkolić kierowców i przeprowadzić egzaminy, których zwieńczeniem będzie nadanie kierowcy dodatkowego prawa jazdy. Po drugie zaś we wszystkich samochodach trzeba będzie zamontować kierownicę by w razie zagrożenia kierowca mógł przejąć nad autem kontrolę. To kłóci się z ideą producenta, który celowo zrezygnował z układu sterowniczego uważając, że sztuczna inteligencja poradzi sobie lepiej w kryzysowej sytuacji niż zdenerwowany człowiek.
Dodatkowo jeśli Google lub inny producent zdecyduje się wprowadzić autonomiczne samochody na rynek, przez okres pierwszych trzech lat obowiązkiem producenta byłoby przeprowadzanie cyklicznych badań bezpieczeństwa samochodu klienta i raportowanie wyników władzom. Przed sprzedażą (mowa tu właściwie tylko o leasingu) niezależna agencja bezpieczeństwa przeprowadzałaby własne testy pojazdu i decydowała o tym, czy zostanie udzielona mu licencja na poruszanie się po drogach.