Są trzy grupy powodów, dla których już teraz warto napisać o Olympusie PEN-F, mimo że oficjalnie nic jeszcze o nim nie wiemy. Pierwsza to fakt, że wiemy już, jak wygląda. Druga – bo znamy już częściowo jego specyfikację. I wreszcie trzecia – bo wygląda na to, że będzie to ogromnie ważny aparat.
Olympus PEN-F będzie ważny nie tylko dlatego, że zapowiada się na naprawdę ciekawą konstrukcję: pierwszy bezlusterkowiec tej firmy z serii PEN z wbudowanym wizjerem. Wygląda bowiem na to, że Olympus uczynił z niego przy okazji poligon do wypróbowania wielu najnowszych rozwiązań technicznych, które zostaną później wykorzystane w topowym OMD E-M1 II.
A zatem PEN-F wyposażony będzie w nową matrycę (20 mln pikseli), nowy system ustawiania ostrości (podobno jeszcze szybszy, niż w innych bezlusterkowcach tej firmy) i niezwykłe rozwiązania, które sygnalizuje chociażby tajemnicze pokrętło na przedniej ściance aparatu.
Oficjalnej premiery nowego bezlusterkowca Olympusa spodziewamy się 27 stycznia tego roku, przy czym prawdopodobnie zadebiutuje on w dwóch zestawach: z elektronicznym zoomem 14–42 mm oraz ze stałoogniskowym 17 mm f/1,7. Ceny zestawów wynosić będą podobno 1479–1797 euro, a więc nie będzie raczej tani aparat.