Gdy Trine zadebiutował w 2009 roku, pokazał wszystkim, jak mogą wyglądać platformówki – magiczna, oszałamiająca grafika, świetne zagadki i wolność, która pozwalała w trybie kooperacji na naprawdę szalone rozwiązania. W 2012 roku sequel gry zrobił to wszystko jeszcze raz, tylko dużo lepiej. Nic dziwnego, że po trzeciej części oczekiwaliśmy przynajmniej takiego samego poziomu – w końcu, co mogło pójść nie tak? Jeśli chociaż raz w życiu zadaliście sobie podobne pytanie, dobrze wiecie, że po wypowiedzeniu tej kwestii zawsze dziwnym trafem pojawiają się trudności, których nikt wcześniej nie przewidział. Achillesową piętą Trine 3 okazał się trzeci wymiar.
Tuż po sukcesie drugiej części gry studio Frozenbyte zabrało się do pracy nad Artifacts of Power. Tym razem twórcy postanowili rzucić się na głęboką wodę i dodać 3D, które miało w dużej mierze zmienić całą rozgrywkę. To zrozumiałe, że studio pragnęło dokonać rewolucji, stworzyć grę, która kolejny raz przewyższy swoich poprzedników. Niestety podczas procesu produkcyjnego okazało się, że (niespodzianka!) koszty trójwymiaru są olbrzymie – według pierwotnych zamierzeń gra pochłonęłaby niemal 15 mln dolarów. Twórcy musieli brutalnie zejść na ziemię i zrezygnować z wielu pomysłów. Ostatecznie stworzenie Artifacts of Power wymagało 5,4 mln dolarów (trzykrotnie więcej niż Trine 2), jednak jak łatwo można się domyślić, pociągnęło to za sobą konsekwencje.
Po pierwsze gra została mocno skrócona. Drugą część gry można było przejść w 9 godzin, tutaj całość możecie zaliczyć w pięć. Rozdziałów jest osiem, jednak odejmijcie od tego trzy pierwsze poziomy służące za tutorial każdej postaci oraz walkę z finałowym bossem. Oprócz głównych rozdziałów, możemy zaliczyć także mini-rozdziały, dzięki którym zdobędziemy większą liczbę kryształów. To właśnie one bowiem pozwalają odblokować kolejne poziomy. Niestety kilkuminutowe potyczki na arenie, czy krótkie epizody nie stanowią uczciwej rekompensaty za brak dłuższych rozdziałów. Co więcej ten niedostatek jest najbardziej widoczny po epilogu, który kończy się bzdurnym cliffhangerem sugerującym, że tak naprawdę powinniśmy mieć tu do zrobienia znacznie więcej. Twórcy są doskonale świadomi tego co zrobili i jawnie przyznają się, że nie był to zabieg, który zamierzają wykorzystać w DLC czy kolejnej części gry – ta może wcale nie powstać, jeśli gra na siebie nie zarobi.
Trzeci wymiar tylko z pozoru prezentuje się wspaniale. Bujanie się na linie w głąb ekranu nad zapierającym dech w piersi krajobrazem powoduje szeroki uśmiech. Ten jednak zanika dość szybko, gdy przychodzi czas na inne elementy platformowe. Zwykłe wskakiwanie na skrzynki czy manipulowanie w powietrzu obiektami może doprowadzić do szewskiej pasji. Bardzo trudno jest wyczuć tu odpowiednie proporcje, przez co ma się wrażenie, że gra się nieco na oślep. Do tego doliczcie jeszcze fatalną pracę kamery – nie podążała ona ani za pierwszym, ani za drugim graczem. W sytuacji, w której jeden z graczy znikał z widoku, kamera jakby losowo decydowała, za kim powinna teraz iść. Najbardziej było to irytujące przy graniu z dwoma innymi graczami.
Trine 3 został także pozbawiony swego rodzaju spektakularnych zagadek. Pamiętacie żabę z drugiej części, która blokowała drogę? Należało wręczyć jej owoc, a następnie szybko wspiąć się na jej język i przeskoczyć dalej. Tu nie znajdziemy już tak ciekawych i zabawnych momentów. Niemal całkowicie zrezygnowano z bossów czy bajkowych postaci pobocznych. Zagadki uproszczono i w wielu miejscach ma się wrażenie, że podobny motyw wykorzystano rozdział wcześniej. Prawdopodobnie z powodu trójwymiaru ograniczono także umiejętności postaci (kreślenie w powietrzu znaków byłoby uciążliwe w głębi) – najbardziej ucierpiał na tym mag Amadeus, który nie może już konstruować desek ani większej liczby skrzynek o dowolnym rozmiarze. Zoya nie może także strzelać lodowymi czy ognistymi strzałami, a Pontius nie ma do wyboru innego oręża niż miecza. Zrezygnowano tym samym także z wszelkich elementów rozwijających postać – od samego początku bohaterowie mają do dyspozycji pełen arsenał umiejętności. To dla mnie krok wstecz, który spłyca doznania z rozgrywki. Kiedyś satysfakcję sprawiało tu rozwiązywanie zagadek, znajdywanie magicznych skrzyń i zbieranie klejnotów, które odblokowywały nowe umiejętności. Teraz rozwiązywanie zagadek samo w sobie nie jest najważniejsze – konieczne jest zbieranie kryształów, które czasami wymaga backtrackingu. Może się bowiem zdarzyć, że zabraknie Wam kilu elementów do odblokowania nowego poziomu i konieczne będzie przechodzenie jeszcze raz poprzedniego.
Te wszystkie opisane wyżej niedostatki może zrekompensować jedno – czarująca, świetnie zaprojektowana oprawa graficzna. Jeśli kochacie baśniowe klimaty, dzieło Frozenbyte ponownie oszołomi Was feerią barw i niesamowitymi widokami. Nigdy nie wiadomo co za chwilę zobaczycie ekranie – przepiękną zorzę polarną, fantastyczny las, zamarznięty wodospad, czy może świat przypominający kartki książki. To tu najbardziej widać pomysłowość twórców i ich ogromne zaangażowanie. Wielka szkoda, że potencjał tej gry został tak naprawdę zmarnowany. Owszem, można się tu dobrze bawić, zwłaszcza w trybie multiplayer, ale to już nie to samo co w poprzednich częściach. Czuć wyraźny niedostatek i cięcia budżetowe. Jeśli nie znacie tej serii to zdecydowanie polecam prequele Artifacts of Power, a samą trzecią część polecam wziąć pod rozwagę, o ile jej cena spadnie adekwatnie do jej ubogich treści.
Ocena: 69/100
Plusy:
- Piękna, baśniowa oprawa graficzna, bezkonkurencyjna w swoim gatunku
- Niektóre sekwencje zręcznościowe wykorzystujące głębię obrazu
Minusy:
- Zła praca kamery
- Mała liczba poziomów
- Głębia obrazu częściej irytuje niż cieszy
- Beznadziejny epilog
- Uproszczone umiejętności postaci, brak elementów RPG
- Brak spektakularnych, zapadających w pamięć zagadek
Tytuł:
Trine 3: The Artifacts of Power
Producent:
Frozenbyte
Wydawca:
Frozenbyte
Platforma:
PC, PS4
Data premiery:
16 grudzień 2015 (PS4), 20 sierpień 2015 (PC)
Cena:
około 98 zł (Steam), 92 zł (PS4)
Język:
angielski
PEGI:
12