Na określenie tej symbiozy w języku angielskim mamy kilka chwytliwych zwrotów: “Lifelogging” lub “Self-Tracking”, a także “Quantified Self”. Niestety, po polsku ani “zapis życia”, ani “pomiar siebie”, ani “ja skwantyfikowany” nie mają wymowy oryginału, dlatego w tym materiale pozostaniemy przy terminach anglojęzycznych. W 2012 r. powstał polski odłam międzynarodowej społeczności Quantified Self (quantifiedself.com). Organizuje on spotkania, podczas których zainteresowani Self-Trackingiem wymieniają się informacjami i poradami. Na razie zjazdy odbywają się w Warszawie, a fanpage Quantified Self Poland na Facebooku ma ok. 400 polubień, jednak moda na wykorzystywanie informacji o sobie do świadomego rozwoju zdążyła zakorzenić się u nas znacznie mocniej, niż by to mogło wynikać z tego obrazka. Za naszą zachodnią granicą spotkania niemieckiego Quantified Self (również założonego w 2012 roku) odbywają się w kilku dużych miastach i gromadzą ok. 100 osób regularnie przychodzących na mitingi. Założyciel niemieckiego oddziału Quantified Self, Florian Schumacher, mówi: “Niemcy zaraz po USA wykazują największe zainteresowanie Self-Trackingiem. Nasze społeczności w Berlinie, Hamburgu, Kolonii i Monachium mają w sumie ponad 1500 członków”.
Motto selftrackera mogłoby brzmieć: “Samopoznanie przez liczby”. Spektrum zbieranych informacji dotyczy czegoś więcej, niż fizycznego samopoczucia, a ich wykorzystanie wykracza poza samodoskonalenie. Również produktywność i finanse, a nawet uczucia są obiektem pomiarów. Florian Schumacher jest pionierem w dziedzinie Quantified Self. Sam regularnie gromadzi dane dotyczące swojej aktywności fizycznej, wagi i długości snu. Szczególnie ciekawi go faktyczny czas wypoczynku podczas snu, głównej mierze zależący od kluczowej fazy REM. Jako 34-latek regularnie wykonuje badania krwi, żeby dowiedzieć się, czy jego sposób odżywiania jest optymalny. “Wystarczą wyniki badań w odstępach kilku miesięcy, żeby stwierdzić, jak poszczególne artykuły spożywcze lub suplementy oddziaływują na biochemię całego organizmu. Równie chętnie korzystam z Self-Trackingu, żeby rozpoznawać zależności. W przypadku finansów, wyżywienia czy częstotliwości bicia serca podczas uprawiania sportu wystarczają mi okazjonalne, krótkie okresy samoobserwacji, żeby wychwycić elementy istotne dla mnie”.
Self-Tracking: obietnica szczęścia
Co motywuje ludzi do tego, żeby każdy obszar życia przekładać na liczby? Schumacher uważa za zajmującą analizę obrazu samego siebie i umiejętność neutralnego spojrzenia na siebie przez pryzmat
danych. Self-Tracking pomaga również w urzeczywistnianiu własnych codziennych celów. “Digital Health Consultant” przepowiada, że regularny pomiar parametrów organizmu stanie się nieodłącznym elementem prewencyjnej ochrony zdrowia: “Dane pomagają wcześnie wykrywać choroby i im zapobiegać.
Konsekwencją tego będzie wydłużenie życia w dobrym zdrowiu aż do późnej starości”. To ciekawa obietnica: nasi cyfrowi towarzysze, jakimi są smartfony, urządzenia typu wearable czy też smartwatche, zapewniają nam zadowolenie, zdrowie i dłuższe życie. Czy ktoś mógłby być przeciw? Może Stefan Selke. Jako prodziekan wydziału “Zdrowie, Bezpieczeństwo, Towarzystwo” Wyższej Szkoły w Furtwangen naucza o zmianach społecznych. Zajmuje się cyfrową rewolucją nie tylko teoretycznie. Dlatego wraz ze swoimi studentami przebudował smartfon tak, że stał się urządzeniem do lifeloggingu z kamerą. Obecnie testuje eButton, małą kamerę lifeloggingową zaprojektowaną przez University of Pittsburgh. “Udało nam się uzyskać dla projektów studenckich trzy prototypy takiej kamery i w ramach tego rozważyć dwa zastosowania: monitoring otoczenia dla seniorów, a więc wizualne ujęcie przeszkód w życiu codziennym, oraz wykorzystanie urządzeń przez straż pożarną w trakcie ćwiczeń. Silną stroną takiej autoetnograficznej metody jest to, że kamery «widzą» w sytuacjach stresowych więcej, a wykonane zdjęcia mogą po wydarzeniu znaleźć zastosowanie podczas szkoleń. Właśnie w tym tkwi duży potencjał lifeloggingu jako metody badawczej”.
Selke jest bliski tematyki Self-Trackingu. W swojej książce zatytułowanej “Lifelogging” pisze on o tym ruchu, rozkładając go na czynniki pierwsze. Wierzy, że pragnienie optymalizacji życia da motywację dla pracy w grupach Quantified Self tylko na krótką metę. W społecznie wyczerpanych osobach wciąż przybywa doświadczeń związanych z kryzysami w życiu. Ich następstwem będzie powrót do płaszczyzny pomiaru, czyli tego, nad czym możemy panować: własnego ciała i środowiska życiowego. Selke w rozmowie z CHIP-em powiedział: “Dane dają orientację, jak również złudzenie poczucie panowania nad czymś, nad czym normalnie nie panujemy. Utracie metafizycznego bezpieczeństwa przeciwstawione są kolorowe diagramy słupkowe, opisowe statystyki i naiwna logika, która wyczerpuje się w formułach krążących wokół samopoznania, pewności, samostanowienia etc.”
Kult ciała substytutem religii
Ponieważ ciało znalazło się w centrum zainteresowania, naukowcy chętnie mówią o potencjale biznesowym. Według Selkego ciało staje się produktem lifestylowym i jednocześnie świątynią: “Zdrowie i fitness uzyskują funkcję substytutu religii, a ludzie inwestują w rzeczy i projekty związane z ciałem. Życie staje się projektem, ciało staje się obiektem”. Powstaje mechaniczny obraz człowieka, za którym kryją się fundamentalne tęsknoty: “Pomiar siebie jest formą poszukiwania własnego miejsca w społeczeństwie oraz radzenia sobie z wewnętrznymi lękami”. Inaczej niż w przypadku nerdów i fanów fitnessu, awangarda Self-Trackingu bierze krytykę ich postępowania mocno do siebie. Właśnie entuzjaści Quantified Self mają najlepsze wyczucie w zakresie nowych rozwiązań do Self-Trackingu i są najbardziej wyczuleni na krytykę. Często ich reakcje mogą być nerwowe. Cele selftrackerów – zbieranie jak największej ilości informacji o sobie, połączone z ignorowaniem kwestii ochrony danych osobowych – sugerują, że dość łatwo mogą oni zabrnąć w ślepą uliczkę. Powstaje błędne koło: kto postrzega ochronę danych jedynie jako temat dla nudnych pieniaczy, zamyka się na dyskusję, która i tak wcześniej czy później się odbędzie i niekoniecznie będzie miała niekorzystne efekty. Florian Schumacher potwierdza, że członkowie niemieckiego odłamu Quantifi ed Self mają bardzo różne zdania na temat ochrony danych. Dla niego prywatnie ważne jest to, żeby swobodnie korzystać ze swoich danych i żeby API umożliwiało połączenie zebranych informacji z innymi aplikacjami. “To tylko zalążek, na szczęście technologie takie jak Apple Health zyskują na popularności, a użytkownicy mogą sprawować nad swoimi danymi coraz większą kontrolę”.
W aplikacji Health do iOS 8 dane, takie jak ciśnienie krwi, częstotliwość uderzeń serca lub spożywane kalorie, wprowadzane do programu i narzędzi innych firm są łączone. Mogą być one również udostępniane innym aplikacjom, dzięki nowemu Health-Kit. W tym celu Apple zmodyfikował reguły ochrony danych dla aplikacji związanych ze zdrowiem. Health-Kit może być wykorzystywany w aplikacjach, które skupiają się na fitnessie lub zdrowiu. Producenci nie mogą przekazywać reklamodawcom danych zebranych za pośrednictwem swoich API. Firma Symantec, zajmująca sie bezpieczeństwem IT, zatytułowała w sierpniu 2014 swoje studium: “How safe is your quantified self?”. Odpowiedź była otrzeźwiająca. Ochrona danych i bezpieczeństwo użytkowników wydają się obojętne większości producentów z segmentu Self-Tracking. Dotyczy to w głównej mierze niewiarygodnie niechlujnego obchodzenia się z danymi logowania i często niezabezpieczonych transmisji danych. Symantec krytykuje: “W tym wszystkim najbardziej złości fakt, że wielu ludzi używa tej samej nazwy użytkownika i tego samego hasła do kilku serwisów. W takiej sytuacji wystarczy najsłabsze ogniwo łańcucha, żeby zdobyć dane logowania, które mogą zostać wykorzystane przez hakerów do uzyskania dostępu do kont o lepszym stopniu zabezpieczeń”.
Symantec sprawdził również, z kim komunikują się aplikacje fitness. Przeciętnie każdy z programów nawiązuje kontakt z pięcioma domenami. Dla autorów studium jest to jeszcze do przyjęcia, ponieważ dane w chmurze muszą być przenoszone, a niektóre z nieodpłatnych aplikacji współpracują z reklamodawcami. Zadziwiające zdaniem Symanteca jest to, że “znaczna liczba aplikacji łączy się z dziesięcioma lub większą liczbą domen”. Rekordzista nawiązywał połączenia z 14 serwerami: większość połączeń prowadziła do firm marketingowych, zajmujących się tematyką targetingu i trackingu, które w swoich serwisach budują i wykorzystują wygenerowane profile użytkowników. Zagrożenia wyciekiem danych są elementem cyfrowego życia – absolutnej pewności nie będzie nigdy. Problematyczna w Self-Trackingu jest jednak precyzja informacji. Metadane mogą – a wiemy to od czasu afery z NSA – bardzo wiele opowiedzieć o człowieku. Ileż więcej można się jednak dowiedzieć, jeśli dołączymy do tego informacje związane z porami snu, wynikami badań krwi, aktywnością seksualną, nastrojem. Jesteśmy dopiero u zarania ery lifeloggingu. Na końcu tej drogi mógłby powstać rozbudowany obraz każdego człowieka, którego zachowanie można by optymalizować, poddać kwalifikacji i sankcjom.
Profesor Selke wierzy, że media i naukowcy dali się nabrać na szum wokół ruchu Quantified Self. Społeczeństwo wychowane na konkurencji oraz zmiany demograficzne będą sprzyjać wykorzystaniu lifeloggingu w miejscach pracy oraz podczas nadzoru osób starszych, prowadzonego w ramach tzw. Ambient Assisted Living: “W dziedzinie Self-Trackingu największy wzrost odnotuje rynek związany z wydajnością pracy”. Brytyjski supermarket Tesco nadzoruje zatrudnionych za pomocą elektronicznych bransoletek. Dzięki nim można było u pracownika prześledzić np. czas wychodzenia do toalety poza wyznaczonymi przerwami i obniżyć punktację przyznawaną za wydajność jednostki.
Jednowymiarowe społeczeństwo listy przebojów
Selke widzi w takich rozwiązaniach dowód ekonomizacji wszystkich dziedzin życia, która prowadzi do jednowymiarowego społeczeństwa: “Sedno sprawy tkwi w tym, że wskaźniki wymagają, żeby poruszać się w marketach bez intuicji i doświadczenia. Dlatego żyjemy w etapie przejściowym, w społeczeństwie
listy przebojów i jesteśmy osaczeni przez ewaluacje”. Metody pomiarowe nakładają się: “Podczas oceniania w edukacji widzimy powstające paradoksy. Uczymy uczniów, żeby zdali testy, jednak nie po to, by przygotować ich do wykonywania zawodu”.
Oczekiwania społeczne dodatkowo wydają się być powiązane z wykorzystaniem danych z lifeloggingu: “Przykładowo istnieją tzw. »Healthscores«. W zespołach,presja wywierana jest na jednostki wymusza zachowanie się według określonych reguł. Pomiary zawsze wymuszają porównania społeczne i kontrolę społeczności. W tym wszystkim chodzi nie tylko zwycięzców, lecz również o przegranych”. Amerykańska firma Fitbit, lider rynku w produkcji bransoletek fitness, sprzedaje swoje trackery tysiącom przedsiębiorstw, które kontrolują w ten sposób wysiłki w zakresie dbałości o zdrowie u swojego personelu. Całe wydziały konkurują podczas batalii o najlepszy healthscore. Na swojej stronie
WWW Fitbit obiecuje pracodawcom i firmom ubezpieczeniowym “mniej chorobowego”, “mniej wydatków na zdrowie” i “wyższą produktywność pracowników”. Również inne agencje ubezpieczeniowe są zainteresowane zachowaniem danych swoich klientów. W Niemczech od 2014 roku jedna z firm ubezpieczeniowych w Düsseldorfie prowadzi pilotażowy program, wymagając od swoich klientów zamontowania w samochodzie urządzenia, które co 20 sekund przekazuje dane o sposobie jazdy do serwera agencji. Na podstawie czterech kryteriów (szybkości, jazdy po mieście, jazdy nocą, jak również gwałtownego przyspieszania lub hamowania) wyliczana jest punktacja, z maksymalną wartością wynoszącą 100. Uzyskując rezultat w przedziale od 80 do 100 punktów, kierowca otrzymuje 5 proc. rabatu w rocznym rozliczeniu. Również wypadek zostaje zarejestrowany przez urządzenie, które przesyła dane do serwera, co skutkuje wezwaniem pomocy. Oferta ubezpieczenia nie jest wielką ekonomiczną ulgą dla kierowców. Jej koszt to ok. 450 zł rocznie. Koszty oscylują wokół 100 euro na rok. To szansa na wprowadzenie nowej oferty dla świadomych klientów lub początkujących kierowców, którzy chcieliby zredukować wysokie składki ubezpieczeniowe.
Mroczne strony wystawiania ocen
Florian Schumacher zdaje sobie sprawę z ciemnej strony oceniania wszystkiego, mimo jego wielkiej fascynacji ruchem Quantified-Self. Chociaż wielu ludzi będzie czerpać profity z nowych możliwości technicznych, podkreśla on: “Musimy zapobiec wzrostowi presji na jednostkę, również wykorzystując
środki polityczne”. Zgadza się tutaj z socjologiem Selke, który obawia się oprócz nowej formy dyskryminacji, bazującej na lifeloggingu, także umoralnienia wszystkich aspektów życia: “Ważne pytanie w tym wszechobecnym, rozdrażnionym przez optymalizację świecie będzie brzmieć: kto w przyszłości będzie określać, co jest »normalne«? I jak daleko można odbiegać od normy, a mimo to pozostawać »normalnym«?