Gears of War 4 jest pierwszą odsłoną serii, która nie będzie realizowana przez jej twórców. Studio Epic sprzedało prawa do marki firmie Microsoft, a ta powołała nowe studio Coalition, które, przynajmniej na razie, skupi się wyłącznie na kolejnych grach tej marki. To, jak nietrudno się domyślić, rodziło wiele obaw.
Epic nie tylko projektował od samego początku Gears of War, ale również silnik tej gry, a więc Unreal Engine. Nowicjusze z Coalition nie mają takiego doświadczenia w rozwijaniu technologii, tak jak w projektowaniu poziomów gry i jej dynamiki. Dlatego też do udostępnionej nam w piątek wersji beta, obejmującej wyłącznie tryb sieciowy, zasiadłem z dużymi obawami. Na szczęście płonnymi, choć wynika to ciut z konserwatywnego podejścia studia. Ale po kolei.
Jak to wygląda?
Gears of War 4 jest jedną z pierwszych wysokobudżetowych gier, która wykorzystuje najnowszą, czwartą edycję silnika Unreal Engine. I choć twórcy zaznaczali, że tryb sieciowy będzie wyglądał “brzydziej” od trybu dla pojedynczego gracza, tak gra robi bardzo dobre wrażenie. Mimo oczywistych ułomności nowoczesnych konsol (a Xboxa One w szczególności) gra działa bez zadyszki w rozdzielczości 1080p przy 60 klatkach na sekundę i wygląda bardzo dobrze.
Co prawda nadal występują różne drobne błędy, takie jak opóźnione doczytywanie tekstur czy drżenie ekranu, ale to wersja beta, z premierą przewidzianą dopiero za kilka miesięcy. Gra wyświetla złożone modele, ostre tekstury, mnóstwo efektów cząsteczkowych i środowiskowych. I tym bardziej zwiększył się mój apetyt na mający wyglądać jeszcze lepiej tryb fabularny, choć z drugiej strony… gra nie wygląda też spektakularnie. Ograniczenia sprzętowe konsoli Microsoftu niestety dają się we znaki i choć jest lepiej, niż się spodziewałem, to nie jest to poziom szczegółowości takiego Quantum Break.
A jak w to się gra?
W samej grze nie zmieniło się wiele na niekorzyść, a studio Coalition uniknęło rażących wpadek. Wszystko jednak dlatego, że… nie za wiele się zmieniło, choć nie można też zarzucić, że to tylko stare “Gearsy” na nowym silniku i mapach. Już w wersji beta mamy dwa nowe tryby rozgrywki: Team Deathmatch w wersji z botami uzupełniającymi braki w naszej drużynie oraz bardzo miodny Dodgeball, w którym możemy leczyć naszych pobratymców wyłącznie przez eksterminację wroga. Postacie też zyskały kilka nowych umiejętności (nóż zabijający jednym ciosem czy wyciąganie przeciwnika zza osłony. Dopieszczono też system rang, segmentując rywalizację na kolejne etapy
Ogólne zasady pozostały jednak te same: Gears of War 4, tak jak poprzednicy, to strzelanina oparta na systemie osłon, w której poruszamy się od jednej do drugiej starając się nie oberwać i ustrzelić jak największą ilość przeciwników. Niezmiennie, daje to dużo frajdy i bardzo wciąga. A to oznacza, że mam całkiem duży problem z oceną wrażeń z gry.
Bo z jednej strony: gra wygląda dobrze, działa bardzo płynnie. Sterowanie jest dość dobrze dopracowane, a na pewno w końcowej wersji będzie perfekcyjnie. Tryb sieciowy jest równie dobry, co do tej pory, a dodatki do niego wzbogacają go, zamiast psuć zabawę. Z drugiej strony… spodziewałem się czegoś więcej. Sam nie wiem czego, jakiejś sensownej rewolucji. Być może lepsze jest wrogiem dobrego, ale w pewnym sensie mechanika i mapy Gears of War 4 mogłyby równie dobrze skończyć jako DLC dla Gears of War 3, a nowy silnik gry… bez wątpienia jest lepszy i bardziej atrakcyjny wizualnie, ale widać to będzie szczególnie w trybie dla pojedynczego gracza, z którym jeszcze nie dane było mi obcować.
Dlatego też z oceną się wstrzymuję, tłumacząc swoją decyzję stanem gry (wczesna wersja beta). Pozbyłem się obaw związanych z wymianą Epic Games na Coalition i z optymizmem wyczekuję premiery końcowej wersji. Na razie mogę jednak powiedzieć, by zapowiadał się murowany hit, wiele rzeczy wymaga jeszcze dopracowania.