Jeśli chcielibyśmy jednym zdaniem opisać Huawei P9 Plus, to nie wystarczy powiedzieć, że jest to taki P9, tylko nieco większy. Huawei naprawdę sporo do tego modelu dodało, co nie znaczy oczywiście, że oba telefony nie mają ze sobą nic wspólnego.
Zacznijmy zatem od podobieństw. Ten sam układ Kirin 955, ta sama grafika Mali T880, tyle samo pamięci RAM (4 GB – tyle samo ma jednak tylko mocniejsza wersja P9), a wreszcie taki sam niesamowity, podwójny aparat wykorzystujący dwa aparaty firmy Leica (opiszemy go w oddzielnym wpisie).
A różnice? Na pierwszy rzut oka widać tylko większy ekran (przekątna 5,5 cala zamiast 5,2 cala), a jak się mocno przyjrzymy, to można się domyślić, że P9 Plus wykorzystuje AMOLED zamiast IPS (w P9). Bardzo dobry AMOLED, co widać na powyższych porównaniach do iPhone’a 6S Plus. Ale to nadal tylko drobna część różnic między braćmi P9.
Najlepiej sytuację wyjaśni ten slajd z konferencji:
Jak widzicie, Huawei P9 Plus jest lepszy od P9 w aż 6 kategoriach, z których na razie wymieniliśmy jedną – ekrany. Do tego dochodzi jeszcze lepsze zasilanie (pod dwoma względami), lepszy dźwięk, lepszy aparat przedni, lepsza wrażliwość na dotyk i funkcja pilota. A zatem po kolei:
Lepsze zasilanie oznacza w przypadku P9 Plus dwa fakty. Po pierwsze, większa pojemność akumulatora (3400 mAh, niesamowicie dużo jak na korpus o grubości niecałych 7 mm!). P9 działa po naładowaniu długo, ale P9 Plus – jeszcze dłużej, niezależnie od tego, do czego używamy tego smartfonu. Po drugie, jeszcze szybsze szybkie ładowanie, określane przez Huawei mianem Dual IC Rapid Charging. Dość powiedzieć, że 10 minut ładowania wystarczy, by zdobyć energię na kolejnych 6 godzin rozmów, podczas gdy ładując tyle samo czasu model P9, zyskamy 4 godziny rozmów. Niby nie jest to jakaś straszna różnica, ale jednak różnica.
Lepszy dźwięk to z kolei ciekawy pomysł na dźwięk stereo. Nawet podwójnie ciekawy, bo jeśli ustawiamy smartfona w poziomie (np. przy oglądaniu filmów), otrzymujemy po prostu dobry dźwięk stereofoniczny. Natomiast w pozycji pionowej dolny głośniczek służy do odtwarzania basów, a górny – do tonów wysokich. Naprawdę nieźle!
Lepszy przedni aparat – tu sprawa jest prosta. Niesamowicie jasny obiektyw (nie tylko, jak na przedni moduł aparatu) – f/1,9. I autofokus, podczas gdy wiele (większość) tego typu aparatów wykorzystuje nadal rozwiązanie typu “fixed focus”, czyli ostrość “wszędzie”. W praktyce oznacza to zdjęcie pozbawione głębi i plastyki, na dodatek gorszej jakości. Tu mamy autofokus i mamy jasny obiektyw – “selfiki” bardzo na tym zyskają.
Lepsza wrażliwość na dotyk, to wielki powrót ekranów rozróżniających siłę nacisku, tym razem już nie jako opcja w elitarnej wersji (jak było w przypadku Huawei Mate S), ale jako standardowe wyposażenie wszystkich P9 Plus. Ekran rozróżnia dwa poziomy siły nacisku, a Huawei przy okazji ogłasza dostępność 18 aplikacji, które wykorzystują tę ciekawą funkcję, określaną jako Press Touch.
I wreszcie drobiazg, który – sądząc po brawach na sali – ucieszy naprawdę wiele osób. P9 Plus ma dodatkowo wbudowany port podczerwieni, dzięki któremu jednym smartfonem możemy zastąpić naprawdę sporo pętających się po domu pilotów do wieży, telewizora, klimatyzacji, tunera TV itd. Miłe.
Jeszcze dwa slajdy na deser, może nie tak ciekawe, jak wcześniejsze, ale ważne. Pokazują jak niesamowicie cienki jest P9 Plus (mimo dużego akumulatora) i w jakich będzie dostępny kolorach.
Na koniec… pytanie do Was. Jeśli Huawei P9 z 4 GB pamięci RAM ma kosztować 649 euro, a Huawei P9 Plus będzie sprzedawany za ok. 749 euro, to czy Waszym zdaniem – w świetle tych wszystkich PLUSÓW – warto dopłacić tę różnicę?