Energia odnawialna ma mnóstwo zalet i co najmniej jedną wadę: jej pozyskiwanie zmienia się radykalnie w zależności od różnorakich warunków zewnętrznych. Elektrownie wiatrowe działają wspaniale, dopóki wieje wiatr, a słoneczne – za dnia i przy dobrej pogodzie. I coraz częściej bywa nawet tak, że produkują nawet zbyt wiele energii w stosunku do aktualnych potrzeb, co prowadzi czasem do kuriozalnych sytuacji.
Dlatego kluczową kwestią jest właśnie opracowanie odpowiednich sposobów na długotrwałe, możliwie bezstratne przechowywanie dużych ilości energii. I pojawił się właśnie nowy startup, który ma na to ciekawy pomysł. Firma nosi nazwę Advanced Rail Energy Storage, w skrócie ARES, a do przechowywania energii chce wykorzystywać – jak wskazuje sama jej nazwa – pociągi. Konkretnie: pociągi obciążone ciężkimi skałami, wtaczane na odpowiednio wysoką górę za pomocą silnika elektrycznego. Oczywiście w czasie, gdy energii elektrycznej trafia do sieci zbyt wiele.
Aby zmagazynowaną w ten sposób energię odzyskać, wystarczą dwie rzeczy: grawitacja i opracowane już, funkcjonujące dość powszechnie chociażby w nowych samochodach hybrydowych i elektrycznych mechanizmy odzyskujące energię podczas hamowania.
Pomysł wydaje się sensowny i prosty, ale nie znaczy to, że będzie tani. Pierwsza instalacja wybudowana przez ARES (nie licząc próbnego, demonstracyjnego toru w Kaliforni), kosztować będzie około 55 milionów dolarów. Ma oferować 50 megawatogodzin pojemności energetycznej, umożliwiającej zwrot energii na poziomie 12,5 megawata na godzinę. Nie wydaje się to zbyt opłacalne, ale wszystko to jednak – według ARES-u – kwestia wielkości instalacji. 50 megawatów – jak twierdzi prezes firmy James Kelly – jeszcze nie zbliża nawet projektu do skali ekonomicznej. do Im większa instalacja, tym tańsze będzie przechowywanie w niej porównywalnych ilości energii.