Wyrok ten zapadł w sprawie operacji prowadzonej przez agencję FBI o nazwie “Operation Pacifier” (Operacja Pacyfikator też brzmi nieźle), której celem byli członkowie międzynarodowej siatki pedofili. FBI udało się namierzyć i zatrzymać ponad 1500 osób, które brały udział w całym procederze, ale okazało się, że agencja uciekała się do stosowania kontrowersyjnych z perspektywy prawa metod.
Technicznie rzecz biorąc, FBI łamało prawo, rozprowadzając rootkity i inne bardzo złośliwe (jeśli oprogramowanie może sprawić, że trafisz do więzienia, to jest bardzo złośliwe) oprogramowanie po całym Dark Webie. Sztuczka udała się dzięki namierzeniu serwera z dziecięcą pornografią. FBI pozwoliło działać maszynie dalej, modyfikując odrobinę kod strony, dzięki czemu każdy pedofil, który odwiedził zajęty przez FBI serwer pakował się w kłopoty.
W poprzedniej rozprawie, sąd Massachusetts odrzucił wszystkie dowody zebrane przez FBI, twierdząc, że zebrane one zostały nielegalnie, bo bez nakazu, przez co nie mogą być użyte w sądzie. W uzasadnieniu do decyzji sędziego Coke Morgana, dzięki której dowody FBI stałyby się ponownie “legalne” zostało napisane, że:
Nikt, kto jest rozsądny nie może oczekiwać, że jego adres IP pozostanie ukryty. Nawet jeśli dany internauta korzysta z sieci Tor w celu ukrycia swojego adresu, nie może zakładać, że tak się stanie. (…) Wzrost aktywności hackerów zmienił oczekiwania internautów wobec swojej prywatności. W dzisiejszych czasach nierozsądnym wydaje się być myślenie, że podłączony do sieci komputer jest bezpieczny. W dzisiejszych czasach wirtualną pewnością wydaje się być to, że do komputerów z dostępem do internetu, prędzej, czy później, komuś uda się włamać.
Uzasadnienie to nie jest do końca precyzyjne. Adresu IP rzeczywiście nie ma sensu ukrywać w Sieci, ale co z siecią Tor? Do tego nie mamy pojęcia jak działa oprogramowanie NIT Software, z którego korzystało FBI podczas Operation Pacifier – z powyższego uzasadnienia sędziego wynika, że każdy internauta musi liczyć się z tym, że do jego komputera mogą włamać się albo rządowi hakerzy, albo ci niezrzeszeni. A z tego z kolei wynika, że rządowi hakerzy nie potrzebują żadnych nakazów sądowych, bo przecież “każdy wie”, że do komputerów można się włamywać i tyle.
Do amerykańskiego kongresu wpłynęło kilka projektów, dzięki którym sytuacja legalności takich działań stałaby się jasna. Do tego czasu, amerykański system sądowniczy stara radzić sobie, jak tylko może najlepiej. Problem polega niestety na tym, że niewielu sędziów orientuje się wystarczająco dobrze w działaniu sieci…