Tesla nie ma ostatnio dobrej prasy, jeśli chodzi o funkcję Autopilota w samochodach tej marki. Doniesienia o tym, że korzystanie z Autopilota doprowadziło do wypadku, nie raz wypadku tragicznego, stały się ostatnio wręcz modne. A przecież powinno być inaczej. Zupełnie inaczej.
Tak po prostu to działa – ludzie generalnie zdecydowanie chętniej krytykują niż chwalą, przypinają łatki i szukają dziury w całym, zamiast uczciwie zauważyć, że jakieś zjawisko, jakiś produkt, jakaś technologia są generalnie dobre. I dużo dobrego robią.
Ubodła mnie trochę ta krytyka, jaka spada ostatnio na firmę Tesla, bo choć sam nie jeżdżę samochodami tej marki, to w wielu innych modelach często korzystam z wszelkich systemów wspomagających kierowcę. I choć generalnie staram się polegać przede wszystkim na sobie i własnej uwadze, już kilka razy zdarzyło się, że aktywny tempomat zaczął zwalniać, zanim ja dostrzegłem, że jest taka potrzeba, alarm dźwiękowy i czerwone światełko wyświetlane na przedniej szybie ostrzegły mnie przed ryzykiem zderzenia, a asystent pasa ruchu uchronił mnie przed zjechaniem na sąsiedni pas czy zjechaniem z drogi. Drobiazgi. Być może nic by się nie stało. A być może w którymś z tych drobnych przypadków jeden z tych systemów wspomagających uratował mi zdrowie czy życie.
A przecież z tych systemów korzystają miliony kierowców na całym świecie. I każdego dnia dochodzi pewnie do milionów tego typu drobnych korekt, ostrzeżeń, reakcji wcześniejszych od kierowcy. I tylko nikt nie pisze o tym, że częściowo już autonomiczny samochód ocalił czyjeś życie, bo po co chwalić. Patrzymy na statystyki spadających z roku na rok liczb ofiar śmiertelnych i nie kojarzymy, że w znacznym stopniu są one powiązane z rozwojem techniki w samochodach, a nie z postawieniem kolejnych fotoradarów i systemów kontroli średniej prędkości. A przecież kiedy takie Volvo deklaruje, że w 2020 roku w samochodach tej marki nie zginie już ani jeden człowiek, to zapewne nie opiera się na planach Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju w kwestii poprawy jakości dróg, dołożenia kolejnych progów zwalniających, barierek, fotoradarów itd. Nie, to właśnie coraz bardziej zaawansowany, technologiczny anioł stróż zaszyty w nowych samochodach ma się nami coraz skuteczniej zaopiekować.
Żeby zatem nie tylko krytykować, ale i chwalić: ostatnio doszło do zdarzenia, w którym jadąca z włączonym Autopilotem Tesla S wyhamowała o włos przed pieszym, który wszedł znienacka na jezdnię w Nowym Jorku. Wyhamowała tak szybko, że kierowca nie zdążył nawet dotknąć pedału hamulca. Autonomiczny system wspomagający kierowcę prawdopodobnie ocalił zatem życie (a na pewno zdrowie) jakiejś osoby. Pochwalił się tą sprawą Elon Musk, ale dopiero po sprawdzeniu zapisów logów w pamięci auta.
Proszę mnie tylko źle nie zrozumieć, nie chwalę bezkrytycznie kierunku, w jakim rozwija się współczesna motoryzacja. Samochody autonomiczne niosą ze sobą wiele elementów pozytywnych, a bezpieczeństwo jest niewątpliwie jednym z nich. Przyniosą jednak także sporo nowych zagrożeń, z których nie wszyscy zdają sobie obecnie sprawę. Ale to już temat na zupełnie odrębny wpis.