Przedstawiciele zbudowanego przez Marka Zuckerberga społecznościowego imperium, prezentując nowo otwarte laboratorium “Facebook AI Research” w Paryżu, nie kryją dumy. Według zapewnień pracowników firmy kompleks zbudowany w stolicy Francji to najnowocześniejsza i najlepsza tego typu placówka na świecie. Szefem otwartego w czerwcu br. laboratorium został Yann LeCun, były profesor Uniwersytetu Nowojorskiego, piastujący w Facebooku stanowisko szefa działu zajmującego się badaniami nad sztuczną inteligencją. Oczywiście Zuckerberga stać na to, by zatrudniać najlepszych, dlatego osoba profesora LeCuna nie powinna dziwić. Naukowiec jest jednym z najlepszych na świecie specjalistów od sieci neuronowych i technik tzw. głębokiego uczenia maszynowego. Technikami rozpoznawania obrazu przez maszyny zajmował się już w latach 80. ubiegłego wieku. Obecnie jego specjalność to głównie wspomniane głębokie uczenie maszynowe: metody znacznie skuteczniej naśladujące sposób funkcjonowania ludzkiego mózgu. Wiedza zatrudnionych w należących do Facebooka laboratoriach badawczych pracowników zajmujących się sztuczną inteligencją jest wykorzystywana w celu rozwijania takich funkcji jak: rozpoznawanie głosu, rozpoznawanie twarzy, interpretacja mimiki, analiza zachowań (obejmująca znacznie szerszy zakres działań niż tylko to, co użytkownik “lajkuje”, które posty przegląda lub komentuje), kontekstowe i semantyczne rozumienie tekstu (oczywiście mowa o rozumieniu przez komputer, a nie człowieka). Po co to wszystko Facebookowi?
Sieć, która słucha
Oficjalny powód badań Facebooka nad sztuczną inteligencją jest znany: chodzi o stworzenie jeszcze lepszej sieci społecznościowej, która nie tylko będzie maksymalnie transparentna dla użytkowników i ułatwi im komunikację międzyludzką, ale również “nauczy się” swoich użytkowników i będzie ich aktywnie wspierać we wszelkich przejawach działalności. Na początku oczywiście głównie prowadzonej w ramach mechanizmów funkcjonujących w samej sieci społecznościowej, ale nie miejmy złudzeń – w dalszej perspektywie Facebook chce współuczestniczyć w naszym życiu nie tylko podczas publikowania i przeglądania postów oraz komentarzy opublikowanych przez naszych znajomych.
David Marcus, wiceprezes działu Facebooka odpowiedzialnego za komunikatory, wyraźnie podkreśla, że asystent M będzie potrafił dużo więcej od Siri czy Cortany. Wyobraźcie sobie randkę z osobą również korzystającą z Facebooka. Być może będziecie widzieć się pierwszy raz, ale dzięki M wybierzesz właściwą (trafiającą w gust partnera bądź partnerki) restaurację, a na zakończenie miłego dnia M zaproponuje wysłanie ciasteczek z ulubionej cukierni. Nic nie szkodzi, że nie znasz ulubionej cukierni dopiero co poznanej osoby, asystent M będzie to wiedział. To i wiele więcej…
W jaki sposób Facebook może ułatwić komunikację, obserwując zachowania osób z niego korzystających? Gigant nie zamierza robić rewolucji. Wszak olbrzymia popularność sieci Zuckerberga
stanowi dowód na to, że dotychczas wypracowane mechanizmy działają, są skuteczne i się podobają. Nowe funkcje wprowadzane są raczej metodą małych kroczków – ot, drobne “smaczki” ułatwiające korzystanie z tej sieci. Przykładem takiej prostej funkcji może być wdrożony nie tak dawno mechanizm uzupełniania wypowiedzi (postów) emocjami. Niby banał: tworząc nowy post, możemy opatrzyć go wybranym z listy “Czuję się” emotikonem. Co w tym nadzwyczajnego? Diabeł tkwi w szczegółach. Sama lista i emotikony nie są niczym wyjątkowym, wart uwagi okazuje się natomiast sposób, w jaki Facebook sugeruje stosowny nastrój. Sugestia jest wynikiem szeroko zakrojonej analizy obejmującej nie tylko kontekstowy i semantyczny rozbiór wprowadzonej przez użytkownika treści, ale również dotychczasowej działalności danej osoby, przyzwyczajeń czy aktualnych wydarzeń. Jaki związek zachodzi między aktualnymi wydarzeniami a wpisem użytkownika?
Na przykład jeżeli zwolennik Facebooka będzie chciał się pochwalić znajomym, co w danym momencie ogląda, a w tym samym czasie będzie trwał mecz polskiej reprezentacji w piłce nożnej, bardzo prawdopodobne, że Facebook przypomni mu o tym właśnie wydarzeniu. Prawdopodobieństwo takiej sugestii będzie bardzo duże, jeśli z wcześniejszych wpisów danej osoby wynika, że jest ona zagorzałym miłośnikiem futbolu i ekipy trenera Nawałki.
Baza wiedzy – ludzkość
Podpowiedzi we wpisach, emotikonach, wyszukiwaniach, sugerowanie osób, które możesz znać (zwróciliście uwagę, że Facebook potrafi wyłowić ze swojej bazy osoby, których nigdy nie wyszukiwaliśmy, a które faktycznie są naszymi znajomymi?) i inne “dodatki” – mogą wydawać się niewinne; trudno zresztą odmówić im przydatności podczas korzystania z Facebooka. Ale należy pamiętać o drugiej stronie medalu: danych, które są podstawą wnioskowania. Jednym z najważniejszych czynników decydujących o użyteczności jakichkolwiek rozwiązań z pogranicza SI jest
tzw. baza wiedzy – czyli zasób danych, które system wnioskujący bądź podpowiadający może przetwarzać. Facebook ma w tym przypadku niebagatelną przewagę nad innymi laboratoriami pracującymi nad sztuczną inteligencją. Sieć Zuckerberga stale obserwuje poczynania gigantycznej, bo aż półtoramiliardowej społeczności. Facebook na bieżąco analizuje zachowanie swoich użytkowników, treści komentarzy, publicznych wpisów, wyrażane emocje, śledzi korelacje pomiędzy zachowaniami a aktualnymi wydarzeniami itd. Aż 1,5 mld ludzi chętnie dzieli się swoim życiem na forum publicznym, zresztą nie tylko publicznym. Facebook umożliwia również przesyłanie wiadomości prywatnych pomiędzy użytkownikami. I choć oficjalnie nie mogą one być ujawniane osobom postronnym, to także te treści podlegają analizie. Innymi słowy: są pokarmem dla stale optymalizowanych algorytmów sieci. Zachowania użytkowników, ich reakcje, publikowane przez olbrzymią społeczność treści stanowią gigantyczną bazę wiedzy, a maszyny potrafią się szybko uczyć i – co więcej – robią to niezmordowanie.
M – inteligentny asystent
Wzorem takich usług, jak Siri (Apple), Cortana (Microsoft ) czy Google Now (wiadomo!), społecznościowy gigant chce również dysponować własnym rozwiązaniem pełniącym rolę cyfrowego, quasi-inteligentnego asystenta użytkownika. Pierwotnie określany jako Moneypenny, obecnie znany pod nazwą “M” cyfrowy asystent zbudowany przez Facebooka to rozwiązanie zintegrowane z Messengerem – popularnym komunikatorem. Czemu Messenger? Głównie dlatego że komunikator zbudowany przez ekipę Zuckerberga jest przede wszystkim aplikacją mobilną, a przecież właśnie świat mobilny korzysta z tego typu asystentów cyfrowych.
Po drugie Messenger, choć jest z oczywistych względów kojarzony z Facebookiem, może być używany również przez tych, którzy nie mają w ogóle konta na Facebooku – wystarczy logować się do Messengera za pomocą numeru telefonu. Asystent M nie jest jeszcze dostępny powszechnie – usługę testują zamknięte grupy użytkowników. W odróżnieniu od innych, już dostępnych (przynajmniej na Zachodzie) asystentów (Siri, Cortana etc.) M charakteryzuje się znacznie większą autonomią. Asystent opracowany przez Facebooka będzie mógł w imieniu swojego właściciela rezerwować stoliki w restauracji czy np. proponować prezenty dla znajomych. Co więcej, asystent M nie tylko zasugeruje konkretny prezent – np. na bazie dotychczasowych rozmów i wynikających z nich ewentualnych preferencji obdarowywanego – ale będzie mógł również dokonać jego zakupu i zamówienia przesyłki.
Oczywiście operacje te będą przeprowadzane za zgodą właściciela, lecz imponujące, a także niepokojące jest to, że cyfrowy twór będzie dokonywał w imieniu człowieka takich działań. Obecnie asystent M jest jeszcze rozwiązaniem hybrydowym. Oznacza to, że odpowiedzią na niektóre, bardziej skomplikowane zapytania użytkowników zajmuje się nie sztuczna inteligencja, lecz żywi operatorzy. Facebook zatrudnił w programie rozwojowym swojego asystenta specjalnych pracowników (tzw. M-trainers), którzy nie tylko przejmują rolę cyfrowych asystentów w przypadku bardziej skomplikowanych zapytań, ale również sami stanowią intensywny przedmiot badań. Dosłownie każde działanie M-trainerów podlega analizie, dzięki czemu SI ma szansę “nauczyć się” ludzkiego sposobu myślenia i wnioskowania.
David Marcus z Facebooka podkreśla, że asystent M będzie pomocą także dla firm – już dziś Facebook wspiera działy obsługi klienta różnych przedsiębiorstw, które wykorzystują istniejące mechanizmy tej sieci społecznościowej, np. do automatycznego powiadamiania klientów (a zarazem użytkowników Facebooka) o wysłanej paczce, odbiorze przesyłki, potwierdzeniu zamówienia itp. Nie wiemy, kiedy asystent M trafi do polskich użytkowników Facebooka i Messengera, jednak – jeżeli wierzyć zapewnieniom Davida Marcusa – tak się na pewno stanie. Celem jest rozpowszechnienie asystenta na skalę globalną. Ma do niego mieć dostęp każdy z 700 milionów użytkowników Messengera.
Oni mówią “nie”
W filmie “Transcendencja” udaje się przenieść umysł umierającego naukowca do komputera czy też całej sieci, dzięki czemu komputer bądź sieć zyskuje świadomość. Na ekranie może i wygląda to ciekawie, jednak w praktyce jest to dziś nieosiągalne. Jeden z czołowych badaczy SI – profesor Stuart Russell – komentując wspomniany film dla serwisu huffingtonpost.com, podkreśla, że jest olbrzymia różnica pomiędzy pojemnością sieci, maszynowym uczeniem się czy szybkim wykonywaniem obliczeń, co już dziś możemy osiągnąć, a uzyskaniem świadomej i myślącej maszyny. Profesor Russell dodaje, że to nie jest kwestia kosztów: gdyby ktoś oferował nawet trylion dolarów za osiągnięcie takiego celu, nic by to obecnie nie zmieniło.
Nie wszyscy naukowcy i liderzy technologiczni uważają za słuszne podążanie ścieżką prowadzącą do stworzenia prawdziwej sztucznej inteligencji (w sensie sztucznego tworu mającego własną świadomość i zdolnego do autonomicznego myślenia). W opublikowanym liście otwartym wystosowanym przez Future of Life Institute (FLI) sztuczną inteligencję przedstawia się jako jedno z największych zagrożeń dla ludzkości. Sygnatariuszami listu jest wielu znanych ludzi nauki, m.in. prof. Stephen Hawking czy prof. Stuart Russell. Wśród osób podpisujących się pod listem znalazł się również Elon Musk, twórca PayPala, SpaceX oraz koncernu Tesla, a także aktor Morgan Freeman. Podpis Morgana Freemana, osoby co prawda znanej, ale niebędącej ekspertem w dziedzinie badań nad sztuczną inteligencją, jest raczej wyrazem osobistej opinii aktora aniżeli obaw wynikających z naukowych przesłanek. To samo można zresztą powiedzieć o Stephenie Hawkingu, który choć bezsprzecznie jest wybitnym fizykiem, o SI wie – relatywnie – niewiele. Faktyczne obawy budzi natomiast podpis profesora Stuarta Russella, autorytetu w dziedzinie badań nad sztuczną inteligencją. Z drugiej strony profesor Ryszard Tadeusiewicz z krakowskiej AGH (trzykrotny rektor tej uczelni), polski automatyk i informatyk, uważa, że obawy przed sztuczną inteligencją to trochę sztuczny problem, głównie dlatego że – jak słusznie prof. Tadeusiewicz podkreśla w swoich publikacjach – z wielu elementów sztucznej inteligencji korzystamy już dziś, choćby w takich rozwiązaniach jak Google, Siri, Cortana, Facebook, Messenger czy asystent M. Warto pamiętać, że list opublikowany przez FLI dotyczył obaw przed zbudowaniem kompleksowej sztucznej inteligencji – tworu świadomego własnej potęgi intelektualnej.
Sztuczna inteligencja i samoświadomość
Na razie nie wiemy, czym w ogóle jest samoświadomość, nie potrafimy nawet dokładnie jej zdefiniować, nie rozumiemy jej mechanizmów, nie wiemy, w jaki sposób my – jako gatunek – staliśmy
się samoświadomi. Jednak dokonania ewolucji stanowią istotny precedens: natura pokazała nam, że zbudowanie inteligentnych stworzeń jest możliwe, zatem pojawienie się samoświadomości również jest możliwe. Jesteśmy tego żywym dowodem. Skoro raz się udało, czemu miałoby się nie udać ponownie? Tylko czy jesteśmy zdolni do poniesienia konsekwencji takiego zdarzenia?