Żeby nie sięgać zbyt daleko w przeszłość, przypomnijmy sobie, co działo się po premierze modeli iPhone 6s i iPhone 6s Plus. Pomimo tego, że na początku dostępne były tylko w niektórych krajach, Apple z dumą obwieściło, że już podczas pierwszego weekendu po wprowadzeniu ich do sprzedaży zebrało niesamowite 13 milionów zamówień. Wielu producentów smartfonów dałoby się pokroić, by podobny wynik osiągnąć podczas całej obecności jakiegoś swojego modelu na rynku, a to był jeden weekend. Wcześniej padały podobne rekordy, np. 10 milionów w przypadku generacji iPhone 6.
Tym razem jednak będzie inaczej. Jak przyznało Apple, nie zamierza publikować wyników z pierwszego weekendu sprzedaży nowych modeli iPhone 7 i iPhone 7 Plus, ponieważ “nie będą one reprezentacyjne”. Jakoby z uwagi na to, że odzwierciedlać będą nie popyt na nowe telefony, ale tylko sprzedaż uwarunkowaną ich dostępnością na rynku, a ta na początku będzie jeszcze ograniczona.
No cóż, może i racja, choć przecież sprzedaż sprzedażą, dostępność dostępnością, a liczbę zamówień można by swobodnie podać. Więc wygląda to trochę, jakby Apple obawiało się, czy iPhone 7 i iPhone 7 Plus rzeczywiście staną się tak wielkimi przebojami, jak ich poprzednicy. I na wszelki wypadek kasowało jeden ze sposobów weryfikacji tego trendu. Zgodzicie się?