John Jakicic z Uniwersytetu w Pittsburghu przeprowadził eksperyment, który udowadnia, że trackery fitness nie są nam tak przydatne, jak sądziliśmy. Mężczyzna zaprosił do udziału 470 członków dietetycznego klubu w wieku 18-35 lat, a następnie podzielił ich na dwie grupy. Obie grupy otrzymały porady dotyczące zdrowego żywienia oraz ćwiczenia, które mieli wykonywać przez czas eksperymentu. Jedyną różnicą, były opaski fitness, które trafiły tylko do jednej grupy uczestników.
Po zakończeniu eksperymentu podliczono zrzucone kilogramy ochotników. Okazało się, że w grupie, w której nie używano opasek fitness, średnio zrzucono 5,89 kg, podczas gdy w zespole, w którym codziennie korzystano z pomocy trackerów – zaledwie 3,49 kg.
Skąd tak duże różnice? Stwierdzono, że możliwość śledzenia swoich nawyków treningowych w pewnym sensie rozleniwiła użytkowników. Przykładowo, jeśli spalili na ćwiczeniach 200 kalorii, wydawało im się, że mogą zjeść posiłek i “wyjdą na zero”. Część badanych przyznała także, że jeśli widzieli, że nie udaje im się w tempie osiągać celu np. zamiast 10 tysięcy kroków, wykonali 3 tysiące, ich motywacja do dalszego treningu spadała.
Wniosek jest tak naprawdę jeden – jeśli zamierzamy schudnąć, możemy to zrobić bez żadnych technologicznych wspomagaczy. Jeśli zaś nasza siła woli jest niewielka, nawet najbardziej wypasiony smartband nam w niczym nie pomoże.