Jak opowiada 39-letnia Victoria Leeds, jej Samsung Galaxy S6 ładował się, leżąc na stoliku nocnym – w tym samym pomieszczeniu, w którym znajdował się jej 6-miesięczny synek. Była w innej części domu, gdy usłyszała dość głośny huk, a gdy zaniepokojona przybiegła, zobaczyła płomienie i iskry strzelające z uszkodzonego telefonu na wszystkie strony. Według niej wyglądało to trochę jak fajerwerki.
Szczęściem w nieszczęściu, nieco wcześniej Victoria przeniosła swojego synka z miejsca, w którym wtedy spał, do łóżka znacznie bardziej oddalonego od smarfona. Dlatego dziecko nie doznało żadnych oparzeń, podczas gdy leżaczek, na którym wcześniej był położony, rzeczywiście został nadpalony. Mama dziecka wybierała się też pod prysznic, więc całe szczęście, że do wybuchu doszło kilka minut przed nim – gdyby nie usłyszała eksplozji, nie wbiegła i nie zabrała od razu synka z pokoju, dziecko mogłoby doznać większych obrażeń lub zatruć się oparami.
Mąż pani Victorii jak najszybciej odłączył Samsunga Galaxy S6 od ładowarki, a całą sprawę zgłoszono do miejscowego oddziału firmy. Samsung obiecał wymianę telefonu (jeszcze do niej nie doszło, choć minął już tydzień od wydarzenia), a równocześnie wydał komunikat, w którym stwierdził, że nie są jak do tej pory znane przypadki problemów z modelem Galaxy S6.
My natomiast chcielibyśmy, abyście pomyśleli o czymś innym. Nie o marce Samsung, która pechowo dość mocno kojarzy się ostatnio z wybuchającymi smartfonami, bo do wybuchów lub samozapłonów dochodzi również w przypadku urządzeń wielu innych producentów. Niezależnie od tego, jakiego smartfona używacie, lepiej nie ładować go tuż przy łóżku, a już tym bardziej – kłaść go na noc pod poduszkę (serio, wiele osób tak robi). Ostrożności nigdy za wiele.