Zimowy wypad w Bieszczady z perspektywą nocowania pod gołym niebem trzeba sobie dobrze zaplanować. Wszędobylski śnieg, ujemna temperatura i trudne warunki terenowe wymagają dobrego przygotowania. Równie ważne są też morale. Kiedy człowiek rano wygrzebuje się z ciepłego śpiwora, wyciąga z niego wciąż wilgotne buty i lekko zamarznięte stuptuty, wcale nie cieszy się na perspektywę kolejnego dnia marszu, przed którym trzeba jeszcze uprzątnąć obozowisko i zarzucić sobie te kilkanaście kilogramów sprzętu na plecy. Ale czego nie robi się dla fajnych testów sprzętu?
Do Bieszczad dojechaliśmy w komfortowych warunkach
Skoro przez następne cztery dni mieliśmy spać w lesie, pod tarpami i przedzierać się przez 1,5-metrową warstwę śniegu, postanowiliśmy, że chociaż w podróży pozwolimy sobie na odrobinę luksusu. W tym celu pożyczyliśmy od firmy Volkswagen ich najnowszy model Tiguana. Jest to bardzo wszechstronny SUV, który doskonale nadaje się na długie trasy.
System inforozrywki Car-Net w połączeniu z wbudowanym w samochód modemem LTE zajął się znalezieniem najlepszej trasy, odtwarzaniem muzyki i – oczywiście nie mogliśmy się powstrzymać – wyświetlaniem najnowszych wiadomości publikowanych w sieci. Nowy system Volkswagena reaguje na polecenia głosowe, dzięki czemu kierowca nie odrywać oczu od tego, co aktualnie dzieje się na drodze.
Aktywny tempomat, trójstrefowa klimatyzacja i fotel kierowcy z opcją masażu również miały swój ogromny udział w zapewnieniu nam ogromnej wygody podczas jazdy. Do tego należy dodać, że wszystkie systemy bezpieczeństwa, dostępne w nowym Tiguanie sprawiają, że nawet na oblodzonych i nieodśnieżonych bieszczadzkich drogach mieliśmy wrażenie jazdy po suchym, równym jak stół asfalcie.
Przyjemność ta nie trwała niestety zbyt długo.
Po przybyciu do celu podróży trzeba było wyjąć z bagażnika ciężkie plecaki i udać się w teren. Bieszczady zaskoczyły nas w tym roku ponad półtorametrową warstwą śniegu. Chodzenie w takich warunkach, szczególnie z dala od szlaków okazało się być nie lada wyzwaniem zarówno dla nas, jak i dla sprzętu, który mieliśmy ze sobą. Brnąc po pas w śniegu, nie sposób pozostać zbyt długo w suchych spodniach. Nie sposób też nie zamoczyć wszystkich gadżetów, które mieliśmy ze sobą. Jak sobie poradziły?
Sony Xperia XZ lubi góry
Nowy model flagowca od Sony poradził sobie świetnie. Często spotykamy się z opinią, że wodoodporność w telefonach jest zupełnie niepotrzebna. W Bieszczadach okazało się jednak zupełnie inaczej. Dwa egzemplarze Xperii XZ mieliśmy zawsze pod ręką. Bardzo mokrą i zimną ręką. Z początku obawialiśmy się o nowe słuchawki od japońskiego producenta. Ich wygląd sugeruje raczej miejskie, mało ekstremalne środowisko. Nic bardziej mylnego.
Oba telefony poradziły sobie doskonale z robieniem zdjęć i filmów w zimowych, ekstremalnych warunkach. Baterie Xperii nie miały też większych problemów z nocowaniem pod gołym niebem. Chociaż nie chowaliśmy telefonów do ciepłych śpiworów, po nocy spędzonej w śniegu poziom baterii Xperii XZ zmniejszył się zaledwie o 20%. Oba telefony wróciły z Bieszczad całe i zdrowe.
Byliśmy pod wrażeniem tego z jaką łatwością zniosły takie warunki i z czystym sumieniem możemy polecić ten model wszystkim podróżnikom.
Zobaczyć zimno
Przez cały czas wyprawy towarzyszyły nam też telefon, który nie tylko był w stanie znieść wszystko i jeszcze więcej, ale też potrafił pokazać nam świat, którego nie zobaczymy gołym okiem. Mowa o CAT S60, pancernym smartfonie łączącym wydajne wnętrze z elegancją obudowy i wyposażonym we wbudowaną kamerę termowizyjną renomowanej firmy FLIR.
Korzystając z możliwości, jakie daje CAT60 mogliśmy nie tylko poczuć, ale też zobaczyć jak bardzo jest zimno… a także na ile dobrze izolują nasze ubrania, którędy ucieka ciepło z termosu (uciekało całkiem mocno, zobaczcie na zdjęciach!) i gdzie podczas gotowania robi się… zimno (uchodzący z butli gaz rozpręża się, odbierając ciepło – butla się schładza. To zasada działania lodówki.). Fantastyczna jest też możliwość oglądania świata mimo zupełnych ciemności. Zresztą, zobaczcie sami.
Czas w Bieszczadach płynie zupełnie inaczej
Kiedy wędruje się po górach bardzo ważną sprawą jest kontrolowanie czasu. Szczególnie zimą, kiedy obozowisko trzeba zacząć przygotować nie później, niż o 15:30. Potem zapada noc, temperatura maleje i bez rozwieszonego tarpu, ciepłego posiłku w menażce i rozłożonego śpiwora morale potrafią spaść do zera. Na szczęście przed takim scenariuszem chroniły nas dwa modele zegarków Casio.
Casio Smart Outdoor Watch WSD-F10
Zaprezentowany w styczniu zeszłego roku model WSD-F10 to pierwszy smartwatch Casio z systemem Android Wear. Model ten został zaprojektowany zgodnie ze specyfikacją norm wojskowych, dzięki czemu doskonale radzi sobie podczas górskich wędrówek.
Zegarek posiada dwa ekrany. Pierwszy, dotykowy oferuje pełną funkcjonalność systemu Android Wear, a więc bez trudu uruchomimy na nim wszystkie aplikacje znane z miejskich modeli z systemem Google’a. Drugi, monochromatyczny pozwala na ekstremalne oszczędzanie baterii. Zegarek wyposażony jest w funkcje znane z poprzednich, outdoorowych modeli Casio: kompas, barometr i wysokościomierz dostarczały nam wszystkich potrzebnych informacji do zaplanowania sobie trasy.
Bateria w WSD-F10 wystarcza na ok. 36 godzin bez ładowania. Jak na smartwatch, to świetny wynik. Jeśli planujecie jednak tygodniową wędrówkę, musicie albo zadbać o przenośne źródło ładowania, albo… przełączyć go w tryb Timepiece, czyli “głupiego” zegarka, który co prawda potrafi jedynie pokazywać godzinę i datę, ale za to działa na baterii przez ponad miesiąc.
Casio GAX-100A-7AER: survivalowy Android
Drugi zegarek Casio, który otrzymaliśmy do przetestowania od polskiego dystrybutora marki został z kolei zaprojektowany z myślą o nieco innych warunkach. GAX-100A-7AER należy do grupy G-Lide, która jest przeznaczona dla osób uprawiających sporty wodne w morzu lub oceanach. To co wyróżnia ten zegarek spośród innych to funkcje termometru, wskaźnika pływów morskich oraz faz księżyca. Sprawdziliśmy te funkcje “na sucho”. W Bieszczadach działały doskonale, jednak nie było to idealne miejsce do testów tego modelu.
Parrot BEBOP 2: widoki z lotu ptaka
Udając się w tak urokliwe miejsce, jakim są Bieszczady (zwłaszcza zimą!) chcieliśmy uwiecznić nas wyjazd w jak najbardziej spektakularny sposób. W tym celu wypożyczyliśmy od firmy Parrot model Bebop 2. Ten latający dron oferuje naszym zdaniem najlepsze możliwości, jeśli chodzi o stosunek jakości do ceny. Kamera w drugiej generacji Bebopa rejestruje filmy w rozdzielczości Full HD, a sam dron jest bardzo stabilną platformą do ich nagrywania. Do tego dron Parrota oferuje świetne możliwości sterowania.
Dedykowany kontroler jest bardzo intuicyjny. Za jego pomocą sterujemy zarówno dronem, jak i ruchami kamery. Antena pokaźnych rozmiarów zapewnia stabilne połączenie z dronem. Żeby korzystać z wyświetlacza, który oferuje podgląd na żywo, wystarczy podłączyć swój telefon. Obraz możemy obserwować albo na telefonie zamontowanym na kontrolerze albo zakładając na głowę gogle oferowane do Bebopa 2. Ta druga opcja oferuje pełną imersję, dzięki której bardzo łatwo zapomnieć o tym, że nadal stoimy na ziemi.
Ogromną zaletą Bebopa są jego bogate funkcje. Mimo naprawdę przystępnej ceny “w pakiecie” dostajemy możliwość automatycznego powrotu do punktu startu w razie zerwania łączności albo przyciśnięciu opcji “powrót” na podstawie odczytów odbiornika GPS w dronie i kontrolerze, możliwości wykonywania lotów po zaplanowanej wcześniej trasie, nawet poza zasięgiem kontrolera, geofencinf, czyli ograniczenie obszaru operowania drona do wyznaczonego obszaru, którego granic nie bedzie mógł przekroczyć czy zaawansowanych funkcjach filmowych takich jak automatyczne utrzymywanie w kadrze filmowanego obiektu lub nawet samodzielne podążanie za nim, a utrzymaniem zadanego kąta i odległości. Część z tych funkcji jest opcjonalna, wymagając do aktywacji uiszczenia jednorazowej opłaty rzędu 100 zł, ale są absolutnie warte wydanych pieniędzy.
Bebop 2 jest naszym zdaniem doskonałym dronem dla ambitnych amatorów, którzy dzięki niemu mogą nauczyć się nie tylko latać, ale i operować dronem jako platformą filmową, nakręcić całkiem niezłe materiały wideo oraz zapoznać i oswoić z możliwościami i funkcjami dostępnymi normalnie dopiero w znacznie droższych maszynach. Jego niska cena sprawia, że bez konieczności inwestowania zbyt wielu pieniędzy możemy sprawdzić, czy latanie i nagrywanie filmów z drona interesuje nas na tyle, żeby stać się naszym nowym hobby.
Drugą generację modelu Bebop należy również pochwalić za bardzo wydajne baterie. Pojedyncze ogniwo pozwala na ok. 25 minut lotu. Jeśli chodzi o modele dronów dostępne w tej cenie jest to zdecydowanie najlepszy wynik, który zasługuje na uznanie.
Panasonic CF-20: mobilne biuro i przenośna stacja robocza
Pamięć w naszych telefonach, aparatach i dronie miała ograniczoną pojemność, a my kręciliśmy i fotografowaliśmy bez opamiętania, dlatego też potrzebowaliśmy komputera, który poradziłby sobie w zimowych warunkach z przegrywaniem zdjęć i filmów, ich edycją i przesyłaniem ich do sieci.
Firma Panasonic zaoferowała nam przetestowanie najnowszego modelu z linii Toughbook, na co zgodziliśmy się bardzo ochoczo. Dzięki wbudowanemu odbiornikowi GPS, modemowi komórkowemu oraz dotykowemu ekranowi mógł nam posłużyć także jako centrum nawigacyjne i informacyjne oraz baza komunikacyjna. Szczerze pisząc, to zimowe warunki w Bieszczadach okazały się dla CF-20 spacerem po parku. Wrzucaliśmy go w śnieg, gotowaliśmy na nim posiłki (w puszystym śniegu służył jako stabilna platforma pod kuchenkę gazową), wbijaliśmy nim śledzie i siadaliśmy na nim. Nie zrobiło to na nim wrażenia.
Po powrocie do Warszawy i wyczyszczeniu, Panasonic CF-20 wyglądał, jakby dopiero co został wyjęty z pudełka. Ta maszyna jest w stanie znieść o wiele więcej, niż przeciętny człowiek i poradzi sobie w dowolnym, trudnym sceniaruszu. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Linia Toughbook spełnia bardziej rygorystyczne normy, niż te stosowane w wojsku.
Za taką jakość trzeba oczywiście odpowiednio zapłacić, jednak to, co potrafi znieść ten komputer, bez wątpienia warte jest swojej ceny w złotówkach.
ADATA SD700: SSD w terenie? Proszę bardzo.
Pojemność dysków w CF-20 ma jednak swoje ograniczenia. Dlatego też, zabraliśmy ze sobą również przenośny dysk SSD firmy ADATA. Model SD700 spełnia normy IP68, oferując przy tym dodatkowe 500GB. Pojemna pamięć flash, nie dość, że doskonale poradziła sobie w trudnych warunkach, działała również błyskawicznie.
Kiedy człowiek przestaje się ruszać na mrozie, zaczyna mu się robić nieprzyjemnie chłodno. Dlatego też byliśmy zachwyceni szybkością z jaką pracował SD700. Kilka minut przenoszenia materiałów wideo i znów można było iść dalej.
D-Link DWR932: mobilna łączność ze światem
Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy na wyprawę po zimowych pustkowiach nie zabrali mobilnego połączenia z siecią. Rolę tą przyjął na siebie mobilny ruter D-Link DWR932. W połączeniu z kartą T-Mobile, która oferowała łączność LTE, udawało nam się surfować po sieci w bardzo komfortowych warunkach.
Oczywiście ta sztuczka nie działała wszędzie. Bieszczady są pełne miejsc, w których o jakimkolwiek zasięgu można pomarzyć. No, ale taki już urok gór.
Podobnie było z prądem. To znaczy, głównie go nie było… Tymczasem nasze smartfony i inne urządzenia cały czas chcą jeść. Dlatego postanowiliśmy sprawdzić w praktyce, jak da się pozyskać prąd w terenie za pomocą panelu solarnego Xtorm Solar Booster AP150 o mocy 12 W. Ten świetnie wykonany panel jest niezwykle lekki, co niezmiernie cieszyło tych, którzy musieli nosić go na własnych plecach, a jeśli chodzi o użytkowanie, to szczególnie przypadła nam do gustu umieszczona z tyłu siatkowa kieszonka z elastycznymi taśmami mogącymi przytrzymać kable, ładowany smartfon lub powerbank. Powerbank mieliśmy także firmy Xtorm – mający 10 000 mAh pojemności model AL420 jest “wszystkoodporny” i w dodatku wyposażony w latarkę. Przydawał się!
Po 4 dniach testów sprzętu w zimowej krainie Bieszczad trzeba było niestety wracać do cywilizacji
Z gór wróciliśmy w dobrych humorach i pod wielkim wrażeniem sprzętu, który zabraliśmy na tegoroczną edycję. Nowe technologie radzą sobie coraz lepiej w trudnych warunkach. To bardzo dobra wiadomość dla wszystkich, którzy raz na jakiś czas lubią wybrać się poza miasto, żeby poobcować z naturą.
Żeby udokumentować taki wypad nie musimy już kupować profesjonalnego sprzętu projektowanego wyłącznie z myślą o survivalu. Wystarczy dobre rozeznanie w możliwościach “cywilnego” sprzętu. Mamy nadzieję, że wnioski z naszego wyjazdu przydadzą się wam podczas planowania zakupów kolejnych gadżetów.