To dopiero drugi artykuł z serii testów, które będziemy sukcesywnie publikować na łamach czasopisma CHIP i na stronie CHIP.pl. W dalszym ciągu skupiamy się na początkach korzystania z Epsona L386, ale tym razem sprawdzamy opinie innych testerów. Wrażenia pierwszej dwójki znajdziecie we wcześniejszym wpisie.
Epson L386 nie w naszych, ale w Waszych testach!
Najpierw jednak przypomnijmy cały projekt. Publikowane testy to pierwsze informacje od pięciorga Czytelników, których wybraliśmy w ramach konkursu “Przetestuj i zatrzymaj drukarkę Epson L386!”
Nie są to osoby związane z redakcją CHIP-a, mają różne zawody, różnią się też wiekiem i płcią, a także mieszkają w różnych częściach Polski. Dobieraliśmy ich w ten sposób, by zapewnić jak największą różnorodność ocen i punktów widzenia – przekonamy się więc niebawem, czy to zamierzenie okazało się skuteczne.
Epson L386
to prawdziwe urządzenie wielofunkcyjne, które oprócz wysokiej jakości wydruków oferuje także skanowanie i kopiowanie. Łączy się przewodowo lub poprzez Wi-Fi, a zintegrowany zewnętrzny system ogromnych pojemników na atrament sprawia, że drukowanie stało się niezwykle ekonomiczne. Zapas tuszu, który otrzymujemy w momencie kupna tego urządzenia powinien starczyć na wydrukowanie 13 000 stron czarno-białych lub 6500 kolorowych!
A oto, co sądzą o instalacji i pierwszych chwilach używania Epsona L386 kolejni testujący:
Ewa Paździor
W opakowaniu oprócz drukarki znajduje się zestaw tuszy do niej i dwa czarne tusze zapasowe. Dodatkowo do testu otrzmałam również paczkę błyszczącego papieru fotograficznego “Photo Paper GLOSSY” w rozmiarze 4″ na 6″ (102 na 152 mm) w ilości 100 arkuszy. Poza tym instrukcja obsługi i dysk instalacyjny.
Instrukcja obsługi jest w 23 językach w tym po polsku. Trochę nie wygodna do czytania, ponieważ język polski jest współdzielony z 3 innymi językami. Trzeba czytać co czwarte zdanie. Jest za to dużo ilustracji ułatwiających orientację.
Cała instrukcja (polska+ 3 inne języki) zajmuje 8 stron A4 i obejmuje takie zagadnienia jak:
- Instalację tuszu w drukarce
- Przewodnik po przednim panelu
- Ładowanie papieru
- Kopiowanie
- Pomoc dotycząca jakości wydruku
- Usuwanie zaciętego papieru
- Sprawdzanie poziomu tuszu
- Wskaźniki błędów
- Transport
- Zasady bezpieczeństwa
Niestety brak informacji na temat konfiguracji i korzystania ze skanera.
Instalacja atramentu w drukarce jest niestety trochę bardziej kłopotliwa niż instalacja kartridża. Trzeba uważać, żeby się nie poplamić oraz żeby nie pozalewać otworów wlewowych.
Przy pierwszym wlewaniu wlewa się cały tusz z pojemnika, przy kolejnych, gdy się go tylko uzupełnia, trzeba uważać, żeby nie wlać go za dużo, tylko do oznaczonej kreski. Coś za coś, albo wygoda wymiany kartridża albo tanie drukowanie i wlewanie go z pojemnika z tuszem!
Po wlaniu tuszy trzeba zaczekać z drukowaniem jeszcze ok 20 min aż drukarka pobierze go do głowicy i zupełni w przewodach doprowadzających go do niej. Tu należy się uwaga na delikatną konstrukcję urządzenia. Przy przenoszeniu urządzenia należy zabezpieczyć dozowniki z atramentem, bo są tylko powieszone na ściance drukarki (w mojej mobilnej pracy jest to bardzo uciążliwe).
Instalacja drukarki w komputerze może odbywać się bez kabla USB tylko przy wykorzystaniu połączenia Wi-Fi. Poza tym może być zainicjowana z załączonego dysku CD lub ze strony internetowej producenta. Przy wykorzystaniu nośnika CD możliwe jest w trakcie instalacji pobranie najnowszych sterowników. Instalacja wydaje się przebiegać bezproblemowo na komputerach z Windowsem Vista i Windowsem 7.
Jedynie w pewnym momencie trzeba było wcisnąć przycisk dodanie nowego urządzenia w sieci na FunBoxie. Nie wiem jak to może odbywać się w przypadku innych ruterów.
Marcin Gołczyński
Jak radziliśmy sobie w domu bez drukarki, skoro od kiedy mamy drukarkę Epson L386, każdego dnia coś drukujemy? Doprawdy nie wiem. Faktem jest, że w końcu wysłałem analogowym bardzo rodzicom dawno obiecane zdjęcia wnuczki, sobie wydrukowałem terminarz zajęć, który zastąpił ten “wymemłany” wiszący na lodówce, a żona codziennie drukuje jakieś przepisy (kompletnie nie wiem po co, bo i tak jemy pomidorową na zmianę z rosołem).
Powiedzieć, że jestem zachwycony tą drukarką byłoby grubą przesadą, ale przyznam, że bardzo ją lubię. Ma bowiem według mnie kilka istotnych zalet: jest prosta w obsłudze. Papier podaje się od góry, nie trzeba się szarpać z żadnym pojemnikiem. Tusz (a może powinno się mówić o atramencie?) dolewa się z boku, bez konieczność w wyjmowania pojemników z czeluści urządzenia.
Oczywiście, najważniejszą zaletą jest jakość wydruków. Nie ukrywam, że gdy po raz pierwszy wydrukowałem zdjęcie na zwykłym papierze, takim jak do ksero, to mina mi zrzedła. No cóż, jeśli ktoś lubi wyprane kolory (przeważała sepia) i wielkie ziarno – to byłby zachwycony, ale nie tego oczekiwałem po takiej super hiper drukarce. Tknięty przeczuciem zajrzałem do ustawień i okazało się, że wystarczy zmienić ustawienia drukowania oraz włożyć specjalny papier, którego jedna paczka została dostarczona wraz z drukarką, by uzyskać efekt “Wow!”. Nie jestem ani specjalistą od druku, ani też żadnym wielkim fotografem, ale nie spodziewałem się tak spektakularnego efektu.
Fakt, wydruk zdjęcia trwa długo (trochę ponad minutę, choć sądziłem, że więcej, ale sprawdziłem z zegarkiem w ręku), jednak nie spodziewałem się, że zobaczę tak profesjonalny wydruk. Prawdziwe, lśniące zdjęcie o doskonałych barwach. Jak dla mnie takie samo, jak te, które jeszcze kilka lat temu zamawiałem w profesjonalnych fotolabach. Zachęcony tym sukcesem wydrukowałem jeszcze kilka zdjęć na grubszym papierze o gramaturze 160, przypominającym ten do drukowania wizytówek i efekt też był niezły. Na takim papierze najlepiej jednak prezentują się wydruki kolorowe, typu dyplom, grafika wektorowa oraz teksty, ale zdjęcia też nie są złe, choć nie jest to ten sam efekt, jaki uzyskałem na epsonowskim papierze Glossy Photo. Teraz rozglądam się za innymi papierami fotograficznymi, bowiem żona stwierdziła, że zawsze chciała zrobić rodzinny album w technice scrapbooking. Gdyby nie Epson L386 musielibyśmy oglądać zdjęcia w komputerze.