Brzmi niedorzecznie? Owszem. Szczególna krytyka spadła na prezydenta ze strony partii, którą reprezentował w wyborach. Lindsy Graham, senator z Karoliny Południowej, powiedziała dla Meet the Press: To nie jest najgorszy pomysł jaki słyszałam, ale jest dość blisko.
Także republikański senator, Marco Rubio skomentował to na Twitterze, że współpraca z Putinem przy powoływaniu jednostki ds. cyberbezpieczeństwa, to jak powoływanie jednostki ds. broni chemicznej z Assaedm. Porównanie brutalne, ale bardzo obrazowe.
Trudno przewidzieć co mógł mieć na myśli Donald Trump. Zwrot “impenetrable Cyber Security Unit” nie musiał wcale odnosić się do bilateralnie utworzonej jednostki (tylko USA i Rosja), ale np. szerszego programu do którego dwa największe mocarstwa zaprosiłyby inne państwa. Cel istnienia takiej organizacji byłby wówczas jedynie wizerunkowy.
Prezydent Trump w kilka godzin później zdystansował się do własnych słów pisząc iż fakt iż rozmawiał o jednostce cyberbezpieczeństwa z Putinem, nie znaczy, że coś z tego wyjdzie. Jednocześnie informuje, że doszło do “wstrzymania ognia”.
Dodatkowej kontrowersji sprawie dodaje fakt, że wg wielu ekspertów rosyjscy hakerzy mieli wydatny wpływ na ubiegłoroczne wybory prezydenckie w USA. | CHIP