Dzień Administratora to jedno z najpopularniejszych świąt ery Internetu. Trudno się dziwić, skoro dotyczy osób, które w Sieci właśnie spędzają zwykle sporo czasu.
Geneza święta jest tyleż zabawna, co oddająca istotę głównego problemu pracy administratora. Nie, nie chodzi o użytkowników. Mam na myśli dość powszechne niedocenianie pracy sysadminów. Bo przecież gdy coś nie działa, to ich rolą jest to naprawić, a nie zawsze udaje się to natychmiast.
Historia święta rozpoczęła się w 2000 roku kiedy to Ted Kekatos, a jakże, admin, czytał przy obiedzie gazetę, w której zamieszczono reklamę drukarki HP LJ400. Zdjęcie w reklamie przedstawiało kolejkę z darami dziękczynnymi dla administratora za kupienie do biura tejże właśnie drukarki. Ted jakiś czas wcześniej takie drukarki zainstalował w biurach firmy w której wówczas pracował. Żartem rzucił więc “a gdzie moje prezenty?”.
I może skończyłoby się to jako żart, ale Ted postanowił zarejestrować domenę SysAdminDay.com. Zorganizował świątecznego grilla, rozesłał zaproszenia (oczywiście mailem) do znajomych, a na datę obrał ostatni piątek lipca. Chyba nie spodziewał się wtedy, że wymyślone przez niego święto stanie się zjawiskiem globalnym.
Dość historii. W myśl zasady propagowanej przez samego Kekatosa: Say IT loud, say IT proud – dzięki za waszą, niewidzialną często, pracę. I zdolności magiczne, bo przecież wszyscy wiemy, że u was, drodzy admini, zawsze działa, a samo pojawienie się admina (czy to fizycznie czy wirtualne) w okolicy problemu sprawia, że nagle wszystko zaczyna działać.
Drodzy użytkownicy, jeśli macie gdzieś pod ręką sysadmina to w żadnym przypadku nie narzucajcie mu się w tym dniu ze swoją obecnością, prawdopodobnie ma was dosyć na co dzień. Zamiast tego zostawcie mu na biurku (tylko pod żadnym pozorem nie dotykajcie komputera, klawiatury, myszy, najlepiej niczego nie dotykajcie) jakiś słodki dowód uznania, certyfikat geeka, koszulkę z tekstem “u mnie działa” lub “Sysadmin. Bo nawet programiści potrzebują bohaterów”. Zrozumie, doceni. |CHIP