Według dokumentów pozyskanych przez serwis Netzpolitik, niemiecka policja zakupiła już w 2012 roku komercyjne oprogramowanie szpiegowskie, FinSpy, które miało posłużyć jako substytut RCIS, ale z uwagi na funkcje wykraczającą poza to, co było dozwolone w świetle obowiązujących wówczas przepisów, program nie był wykorzystywany. Wszystko zmieniło się jednak w czerwcu 2017 roku. Niemiecka policja otrzymała wtedy prawo do hakowania nie tylko osób podejrzanych o terroryzm, ale także o jakiekolwiek inne przestępstwo. FinSpy pozwoli policji rejestrować wszystkie połączenia i wiadomości z urządzeń przenośnych, a także zdalnie włączać mikrofon i aparat oraz lokalizować i śledzić położenie urządzenia, także w czasie rzeczywistym.
Aktywiści związani z prawami człowieka i niektórzy politycy uważają jednak, że tak wielki nadzór państwa ostatecznie zagrozi bezpieczeństwu obywateli. Frank Herrmann, członek Niemieckiej Partii Piratów, ostrzega, że włamywanie się bezpośrednio do urządzeń mobilnych może mieć poważniejszych konsekwencji niż tylko monitorowanie rozmów.
Tymczasem Erin Omanovic, działacz brytyjskiej organizacji NGO Privacy International twierdzi:
– Takie rozwiązania [zdalna inwigilacja, przyp. red.] były już praktykowane w krajach europejskich m.in. w Austrii, Włoszech i Wielkiej Brytanii. Nie zostały one jeszcze po prostu zalegalizowane. Oczywiście, były też przykłady niewłaściwego użycia takiego oprogramowania. Są dowody na to, że FinSpy był używany do hakowania urządzeń działaczy obywatelskich i prawników w Bahrajnie.
| CHIP