Dzięki tym akcesoriom stół “wie”, gdzie dokładnie są oczy użytkownika i potrafi wygenerować dla nich obraz, który jest podświetlany przez projektory, znajdujące się pod blatem. Warto dodać, że twórcy wykorzystali w tym rozwiązaniu autorski silnik graficzny, który w 2011 roku był projektowany z myślą o grach wideo. Silnik, choć pozwalał na drobiazgowe generowanie wirtualnych środowisk, nie radził sobie jednak ze skomplikowanym oświetleniem i fizyką, dlatego ostatecznie nie trafił do produkcji.
Zbudowany właśnie holograficzny stół potrafi wyświetlać nie tylko statyczne obrazy, takie jak trójwymiarowe mapy miast, ale też animacje. Według twórców, gadżet może być wykorzystywany w nowoczesnych salonach gier wideo, a także podczas biznesowych prezentacji. “Pod strzechy” takie urządzenie raczej prędko nie trafi. Stół ma kosztować około 170 tysięcy złotych. Finalny model pojawi się na rynku w przyszłym roku.
Dlaczego wciąż nie potrafimy stworzyć hologramów z prawdziwego zdarzenia, takich, jakie widzieliśmy w “Gwiezdnych Wojnach” czy “Iron Manie”? Problemem jest konstrukcja obrazu, która stanowi o wiele większe wyzwanie niż film 3D, który oglądamy na płaskim ekranie. Hologram trzeba wyświetlać w trzech wymiarach, zatem komputer musi generować go dla różnych perspektyw, aby zmiana kąta patrzenia nie powodowała przerwania iluzji. Dlatego koncerty z wykorzystaniem hologramowych projekcji, np. Michaela Jacksona czy Tupaca, na scenie mogą wyglądać świetnie, ale tylko w ograniczonym zakresie kąta obserwacji. Na przykład tancerze, stojący na scenie, nie są zobaczą holograficznego obrazu. Z tym problemem Euclideon poradził sobie, ale to wciąż nie jest idealne rozwiązanie. Trochę bliżej mu do efektu rozszerzonej rzeczywistości z gogli HoloLens. | CHIP