Od zeszłego roku w Stanach Zjednoczonych właściciele dronów muszą je rejestrować i zdać specjalny test, aby uzyskać licencję na kierowanie bezzałogowcami. Do tej pory w USA wydano ponad 20 tys. tego typu pozwoleń na używanie dronów w celach komercyjnych. Jednak ze względów bezpieczeństwa, w momencie katastrofy rząd USA ogłaszał zazwyczaj zakaz lotów nad dotkniętym klęską żywiołową obszarem. W tym wypadku było inaczej i po raz pierwszy prywatne samoloty zostały użyte, aby pomóc służbom uprzątać teren i pomagać ludziom wrócić do ich domów.
Piloci dronów muszą jednak przestrzegać przepisów, aby uniknąć wypadków z udziałem samolotów i helikopterów straży pożarnej i pogotowia. Samoloty nie mogą latać wyżej niż 120 metrów nad Ziemią i muszą być w polu widzenia jej operatora. Nie mogą też przelatywać nad dużymi skupiskami ludzi. Część pozwoleń otrzymały firmy naftowe i kolej, aby sprawdzić stan infrastruktury oraz czy nie doszło do skażenia środowiska. Większość jednak to prywatne maszyny, których właściciele udostępniają w sieci zdjęcia zalanych terenów.
Drony są też wykorzystywane przez firmy ubezpieczeniowe do szacowania strat. Zdjęcia z bezzałogowców pozwolą szybciej wypłacić odszkodowania najbardziej poszkodowanym. Huragan Harvey to największa klęska żywiołowa w Stanach Zjednoczonych od czasu Katriny, która 10 lat temu nawiedziła Nowy Orlean. | CHIP