Według badania naukowców z Cambridge, 75 procent Amerykanów, którzy mieli dostęp do kryptowalut, używało ich do płacenia za produkty i usługi. Rośnie także liczba sklepów, w których można dokonywać płatności wirtualnymi pieniędzmi. Jednak ciągle za rzadko kryptowaluty są używane w codziennym życiu, aby zagrażały walutom narodowym. Aby wytworzył się obieg zamknięty w gospodarce, użytkownicy kryptowalut musieliby częściej nimi płacić w sklepach albo wypłacać w ten sposób pensje. Z tego powodu ciągle tak istotne są giełdy wymieniające bitcoiny albo ethereum na narodowe waluty.
Wyjątkiem od tej reguły są Chiny. To kraj, którego rząd przykłada bardzo dużą wagę do kontroli swoich obywateli i firm, które działają na rynku. To paradoksalnie mogło przyczynić się do wytworzenia “drugiego obiegu” w chińskiej gospodarce z użyciem cyfrowych pieniędzy. Idea stojąca za kryptowalutami i “ekonomią dzielenia się”, dość szybko została podchwycona przez Chińczyków. Bardzo możliwe, że kryptowaluty zaczęły w Chinach wypierać państwową walutę także w codziennym życiu, co stało się sygnałem ostrzegawczym dla władz. Chińska Komisja Nadzoru Finansowego zdecydowanie zamknęła internetowe zbiórki pieniędzy, a zaraz potem giełdy kryptowalut. Oficjalnie chodziło o zwalczanie nadużyć i oszustw, choć sposób w jaki zareagował chiński rząd był drastyczny.
Doprowadziło to do bardzo dużych spadków wartości bitcoina z 5 tys. do 3 tys. dolarów. Po panice dziś nie ma jednak śladu i bitcoin znowu zaczął się umacniać. Kiedy piszemy ten tekst, wartość bitcoina wynosi 4 tys. dolarów. Co ciekawe, załamanie kryptowaluty już w lipcu przewidział Ronnie Moas, który zajmuje się doradztwem finansowym. Co jeszcze ciekawsze, finansista uważa, że w ciągu najbliższych 3 lat cena bitcoina podskoczy do astronomicznych 20 tys. dolarów. Czy ma rację przekonamy się w 2020 roku. O ile oczywiście rządy innych krajów nie pójdą w ślady Chin i nie zabronią handlu kryptowalutami. | CHIP