Zanim przejdziemy do samych monitorów dla graczy sprawdźmy jak zmieniły się gry. Dekadę temu też grywaliśmy w FPS-y, RTS-y (których dziś niemal już nie ma) czy cRPG. Co się zmieniło na tyle, że potrzebujemy nowych monitorów?
Najprościej można by było powiedzieć: gry stały się nie tylko rozrywką. To element popkultury, bez kompleksów wobec kina czy telewizji. Popularyzacja cyfrowej rozrywki sprawiła, że podejście do gier i graczy się zmienia. Coraz częściej widzimy gry jako sport. Gromadzące przed ekranami komputerów i telewizorów tysiące widzów mecze e-sportowe to znak nowej epoki w rozwoju gier.
I to właśnie e-sport jest moim zdaniem jednym z głównych motorów napędzających zmiany w sprzęcie dla graczy. Bo jeśli przyjrzymy się ewolucji stanowiska gracza przez ostatnie kilka lat, zauważymy, że coraz więcej elementów jest budowanych od początku do końca właśnie z myślą o gamingu. Nic dziwnego. Tak jak piłkarze nie wychodzą na murawę boiska w trampkach, a narciarze alpejscy na olimpijskich stokach nie używają drewnianych nart sprzed pół wieku, tak i gracze sięgają coraz częściej po dedykowany im właśnie sprzęt.
I chociaż da się grać używając biurowej myszy i klawiatury czy monitora bardziej pasującego do graficznej stacji roboczej, to jednak dopasowany sprzęt często zapewnia nie tylko lepsze wrażenia z gry ale i daje przewagę. A to w cyfrowej rywalizacji ważne jak w każdym innym sporcie.
Monitory dla graczy – jak technologie pomagają w grze?
Kiedy na rynku pojawiły się pierwsze monitory LCD nie nadawały się do gier. Ich czas reakcji matrycy był na tyle wysoki, że przy dynamicznej rozgrywce widzieliśmy nadal wyraźne pozostałości poprzednich kilku klatek. Tzw. smużenie nie występuje już na współczesnych monitorach, a przynajmniej nie na tych skierowanych do graczy. Wszystko dlatego, że czas reakcji, a więc czas, który upływa od chwili kiedy piksele ekranu otrzymują sygnał, do chwili zmiany ich stanu, uległ wyraźnemu skróceniu. Przykładem może być gamingowy, 27-calowy monitor Samsung 27 CHG70. Jego czas reakcji to 1 ms. To bardzo mało, ale do pełnej płynności nie wystarczy.
Częstotliwość odświeżania
Równie istotnym parametrem, a może nawet ważniejszym jest częstotliwość odświeżania. Tu musimy wejść nieco głębiej w to, jak powstaje obraz widziany przez nas na monitorze. Pamiętacie taką zabawę z dzieciństwa z użyciem notesu lub zeszytu? Na każdej kolejnej stronie rysowało się ten sam obiekt, ale nieco inaczej ułożony. Jeśli zaczęło się przewracać kartki naprawdę szybko obiekt wydawał się poruszać. Podobnie jest z obrazem na ekranie monitora. Kolejne klatki (obrazy) są wyświetlane, a nasz mózg rejestruje je jako ruchomy obraz. Szybkość z jaką zmieniają się owe statyczne obrazy to właśnie częstotliwość odświeżania.
Biurowe monitory zwykle cechują się częstotliwością odświeżania na poziomie 60 Hz. Jak zapewne pamiętacie z lekcji fizyki, oznacza to, że w ciągu jednej sekundy zobaczymy 60 obrazów. Wydawać by się mogło, że to sporo. Ale ludzkie oko to dość sprytny sensor, który pozwala zauważyć więcej. Podniesienie częstotliwości wyświetlanego obrazu skutkuje wrażeniem większej płynności. Przywołany wcześniej monitor Samsung CHG70 wyświetla obraz z częstotliwością 144 Hz – ponad dwukrotnie szybciej niż typowe konstrukcje do biura. I tu mała uwaga. 60 Hz w zadaniach biurowych czy przy oglądaniu filmów zwykle w zupełności wystarcza. Nawet, a może szczególnie w kinie mamy do czynienia z wręcz zaniżaniem liczby wyświetlanych klatek, a filmy kręcone w nowoczesnych formatach wykorzystujących właśnie wyższe częstotliwości są często krytykowane za utratę kinowego wrażenia. Jeśli myślicie, że przy okazji pojawia się zarzut, że wyglądają jak gry komputerowe – to macie rację.
Technologie synchronizacji
No dobrze, ale skoro odświeżanie obrazu jest takie ważne, to jak je odnieść do szybkości z jaką komputer generuje kolejne klatki w grze? To następna rzecz istotna przy wyborze monitora dla gracza – technologie synchronizacji. Monitory dla graczy, przynajmniej te bardziej zaawansowane, oferują jedną z dwóch metod synchronizacji: nVidia G-Sync oraz AMD FreeSync. Ale czym jest właściwie synchronizacja?
Tutaj ponownie musimy się cofnąć do odległych czasów. Kiedy na naszych biurkach gościły jeszcze monitory kineskopowe nawet dynamiczne gry nie sprawiały problemu. Dlaczego? Otóż sposób generowania obrazu i, co ważne, jego odświeżania, był zupełnie inny niż w LCD. Nie wdając się w szczegóły zbyt głęboko: przez to iż kineskop był bombardowany wiązką elektronów i w ten sposób generował obraz, sprawiało, że mieliśmy do czynienia z bardzo stabilnym wyświetlaniem. Kiedy pojawiły się ekrany LCD, sprawa stała się bardziej skomplikowana. Tłumaczymy dlaczego.
Wyobraźcie sobie, że częstotliwość odświeżania obrazu monitora LCD zostaje przedstawiona jako swoisty grzebień. Każdy “ząb” grzebienia to kolejna klatka. W przypadku monitora gamingowego nasz grzebień “długości” 1 sekundy będzie miał np. 144 “zęby”, podczas gdy monitor biurowy zbuduje nam ów swoisty wykres w postaci grzebienia o 60 zębach. Zestawmy to jednak z innym grzebieniem – ten z kolei oznacza klatki w grze generowane przez kartę graficzną. I, niestety, nie jest on już tak równy. Między kolejnymi “zębami” są mniejsze i większe odstępy. Jeśli zestawimy obydwa grzebienie ze sobą widzimy, że mamy do czynienia z olbrzymimi nieraz rozbieżnościami. Skutkuje to sytuacjami w których jednocześnie, przez drobną, ale wychwytywaną przez oko chwilę, widzimy na ekranie fragmenty dwóch różnych, niepasujących przecież do siebie wzajemnie klatek. To tzw. tearing (ang. rozrywanie). Zjawisko to widzieliście z pewnością nie raz.
Ponieważ podobne zjawisko jest równie stare jak ekrany LCD – rozwiązania zaczęto szukać już dawno temu. Pierwszym był tzw. V-Sync, czyli synchronizacja pionowa. Technologia ta “blokowała” szybkość z jaką dana gra generowała konkretne klatki na poziomie 60 Hz. I działało to nieźle, pod warunkiem, że nawet na chwilę nie mieliśmy do czynienia z sytuacją w której komputer nie dawał rady wyświetlać 60 klatek na sekundę. Wówczas niestety zaczynały dziać się rzeczy, których jako gracze najbardziej chcemy uniknąć: opóźnienia. Wynikało to ze specyfiki działania V-Sync’a, który, mówiąc delikatnie nie jest elastyczny. Zamiast pokazywać już następną klatkę, jeśli ta nie jest gotowa (tj. wygenerowana przez kartę graficzną), monitor pokaże dotychczasową, a nowa klatka musi czekać na swoją kolej. Efekt? Spadek prędkości wyświetlania kolejnych obrazów o połowę. Dlatego właśnie podczas badania wydajności komputerów w grach zawsze wyłącza się V-Sync.
Jak widać nie jest to technologia idealna, chociaż w pewnych warunkach mogła okazać się skuteczna. Jednak w dobie e-sportu, gdzie nawet najmniejsze opóźnienia mogą oznaczać porażkę na ryzyko nie można sobie pozwolić. Dlatego powstały dwie, bliźniacze technologie synchronizacji obrazu, o których użyciu nie decyduje już tylko karta graficzna, ale też monitor. Jak działają? Przedstawimy na przykładzie opracowanego przez AMD systemu FreeSync.
Technologia ta synchronizuje częstotliwość odświeżania ekranu z generowaniem obrazu przez kartę graficzną. Zamiast zachowywać stałą częstotliwość odświeżania obrazu monitor dopasowuje ją do tego, jak szybko monitor generuje kolejne klatki. Przewaga nad “starym” V-Sync jest niepodważalna. Nie ma bowiem mowy o efekcie oczekiwania na kolejną klatkę.
Monitory wykorzystujące nowoczesne technologie synchronizacji, takie jak Samsung CHG70 (z obsługą FreeSync 2.0), to najlepsze rozwiązanie dla graczy. Nic nie przeszkodzi w grze. Ani tearing, ani nagłe spadki jak w przypadku V-Sync.
Pozostałe parametry, na które warto zwrócić uwagę
Ale obraz, który widzimy w grach to nie tylko szybko wyświetlane klatki. To także kolor i szczegółowość. W końcu chcemy by obraz był nie tylko szybki, ale też wyglądał świetnie. Wysoka jakość generowanego obrazu wpływa na imersję w grach, czyli to na ile dajemy się pochłonąć przez świat gry. Jak osiągnąć najlepszy efekt?
Zacznijmy od rzeczy, wydawałoby się, banalnej – wielkości ekranu. Im większą część naszego pola widzenia pokrywa ekran, tym wrażenia z gry powinny być lepsze, prawda? Tylko teoretycznie. Zbyt duży wyświetlacz będzie skutkował koniecznością szukania wzrokiem elementów obrazu na znacznej powierzchni. Dodajmy: płaskiej powierzchni. “A gdyby tak uczynić obraz naturalnym poprzez zakrzywienie ekranu?” – pomyślał ktoś wśród inżynierów firm produkujących monitory i pomysł wprowadził do realizacji. W efekcie lekko zakrzywione monitory są coraz częstszymi gośćmi na naszych biurkach. Ich kształt sprawia, że mamy wrażenie bycia bliżej świata gry. Ten bowiem nas otacza. Także odległość do między okiem, a różnymi punktami ekranu jest bardziej zbliżona niż dotychczas.
Naszym zdaniem optymalne do gier są ekrany o przekątnej od 24 do 27 cali. W przypadku tych pierwszych zachowanie rozdzielczości FHD (1920 x 1080) wydaje się być sensownym rozwiązaniem. Piksele nie są przesadnie duże i nie mamy wrażenia, że nagle przenieśliśmy się do lat 90-tych. Natomiast na większych panelach, np. 27-calowych, warto pomyśleć już o rozdzielczości nieco wyższej. Nie namawiamy do 4K – jeśli nie macie w komputerze naprawdę potężnej karty graficznej – odpuście sobie na razie tę rozdzielczość. Osiągnięcie płynnego obrazu w najnowszych tytułach w rozdzielczości 4K i pełnych efektach wymaga ekstremalnie wydajnych komputerów. Można natomiast, dysponując kartami graficznymi ze średniej i wyższej półki, ale niekoniecznie potworami pokroju GTX 1080Ti, uzyskać płynną animację w rozdzielczości WQHD (2560 x 1440).
Kolejna sprawa związana z jakością wyświetlanego obrazu to pokrycie palety barw. Im lepsze pokrycie, tym bardziej realistycznie oddane kolory. Nawet w dobrych monitorach mało kiedy sięga to jednak 100% w przypadku palety barw sRGB. A co powiecie na 125%? Takie możliwości udostępnia technologia Quantum Dot (kwantowa kropka) Samsunga. Kropki kwantowe to miniaturowe kryształy, których wielkość mierzona jest w pojedynczych nanometrach. Znajdują się one pomiędzy podświetleniem a filtrem kolorów monitora. Światło przechodzące przez te miniaturowe kryształki ulega przeobrażeniu i “wychodzi” z bardziej nasyconymi kolorami podstawowymi.
To prowadzi też do możliwości skorzystania z trybu HDR. Tak zwany szeroki zakres tonalny charakteryzuje się wyższym kontrastem bez przesycenia. Dzięki temu możemy zaobserwować więcej szczegółów. Widać to najlepiej np. w grach, gdzie w ciemnym pomieszczeniu normalnie nie dostrzeglibyśmy szczegółów. Z HDR otrzymamy je bardziej widoczne, mniej zlewające się z otoczeniem. Tryb HDR zaczyna pojawiać się coraz częściej w grach, a obsługujące go monitory, takie jak Samsung CHG70 będą systematycznie zdobywały biurka graczy. Im szybciej zobaczymy przeciwnika czającego się w wirtualnym mroku, tym większą szansę mamy, by go pokonać.
Ostatnia rzecz, na którą warto zwrócić uwagę to technologie zapobiegające migotaniu obrazu – takie jak FlickeFree. Migotanie może być czasem niewidoczne. Przynajmniej już po tym jak nasz mózg przetworzy obraz. Jednak dla naszych oczu nie jest ono zbyt zdrowe. Jego ograniczenie sprawia, że nawet po długotrwałym graniu oczy nie powinny boleć. Oczywiście jeśli dopasujemy odpowiednio poziom jasności, bo częstym błędem jest ustawianie go na poziomie dalekim od zdrowego.
Gry to obecnie jedna z najszybciej rosnących branż. Stają się coraz bardziej popularne. I oczywiście, możemy grać na biurowych monitorach. To absolutnie wykonalne, ale gry, w dobie sieciowych konfrontacji, to wyścig. Można teoretycznie próbować startować w wyścigach serii NASCAR w funkcjonalnym kombi, prawda? Nie jest to jednak ani mądre, ani bezpieczne. | CHIP