Powód pierwszy: coraz większa pojemność
Kiedy dziś mówimy o pamięci “na wynos”, takiej, którą mamy na co dzień ze sobą, w naszych myślach pojawiają się już nie tylko pendrive’y, ale także przenośne dyski SSD, które są teraz niewiele większe, a często znacznie pojemniejsze i szybsze. W przypadku archiwizacji, kwestia dostępnej przestrzeni magazynowej była zwykle argumentem na rzecz mało poręcznych i delikatnych dysków talerzowych. Trochę jest w tym prawdy, bo przecież dysk tego typu o pojemności 2 TB nikogo nie dziwi, podczas, gdy podobna pojemność w SSD wprawia w osłupienie. Podobnie jak cena.
Tyle, że warto zastanowić się, ile danych rzeczywiście archiwizuje przeciętny użytkownik. Przyznaję, że niedawno sam uważałem, że zapisuję mnóstwo danych. Rzecz w tym, że wówczas korzystałem z jednego komputera do wszystkiego: pracy, oglądania filmów oraz… grania. Kiedy jednak zacząłem korzystać z komputera stacjonarnego oraz laptopa, zdziwiło mnie, że niewielki skądinąd dysk w laptopie w zupełności mi wystarcza, a nawet zostaje na nim sporo miejsca. Przyczyna? Nie mam na nim gier.
To właśnie one zajmowały setki gigabajtów na moim wcześniejszym dysku. Czy gier było aż tak wiele? Oczywiście, że nie. Ale wystarczyło zainstalować “Battlefield 1” (ponad 70 GB), “World of Warships” (ponad 48 GB), “Heroes of the Storm” (10 GB) oraz “Total War: Warhammer” (35 GB), by zająć 170 GB. A przecież to zaledwie cztery tytuły. Gdybym chciał te gry zmieścić na dysku SSD mojego laptopa (250 GB) to, odejmując system zostałoby niewiele miejsca. Pomijając już fakt, że zintegrowana grafika laptopa z tymi grami sobie nie poradzi.
Ta wyliczanka uzmysławia jedną, ważną rzecz. Duża pojemność dysku prowokuje bałagan. Zwykle im więcej dostępnego miejsca, tym więcej plików, ich kopii, kopii tych kopii itd. Poza tym wiele treści, które jeszcze kilka lat temu musieliśmy przechowywać na dysku, dziś spokojnie zostawiamy w chmurze. Zamiast trzymać dziesiątki filmów na dysku, lepiej skorzystać z oferty Netflixa, Showmaxa czy Amazon Prime. Pojemność dysku traci wtedy na znaczeniu.
Powód drugi: coraz bardziej korzystna cena
Pojemność oferowana przez typowe zewnętrzne nośniki SSD to 250 GB. Zmieścimy na tym zarówno backup systemu, jak i te pliki, których nie chcemy trzymać w chmurze albo wolimy mieć je pod ręką. Wydamy na taki dysk minimum 400 zł. Za konstrukcje korzystające przy tym ze złącza USB 3.1 typu C generacji 2, a więc najszybszego z obecnie dostępnych jak np. Samsung T5 250 GB zapłacicie ok. 600 zł. Za nieco większe pieniądze (ok. 800 zł) można już kupić bardziej pojemne dyski o podobnych możliwościach, takie jak np. mały, a przy okazji elegancki Samsung T5 500 GB.
Mam świadomość, że to nadal dużo więcej niż cena dysku zewnętrznego wykorzystującego nośnik talerzowy. Dysk takiego typu o pojemności 500 GB dostaniemy za około 200 zł. Oznacza to, że cena 1 GB w przypadku dysków HDD 500 GB jest cztery razy niższa niż analogicznego SSD. Choć warto zauważyć, że to dużo mniejsza różnica niż jeszcze kilka lat temu. Ale poza pojemnością liczy się coś jeszcze, czyli…
…powód trzeci: szybkość
Jakiego transferu możemy oczekiwać od dysku talerzowego podłączonego często przy okazji pod starszy typ USB? Mówiąc wprost, nędznego. Dyski talerzowe do najszybszych bowiem nie należą. Przeciętna szybkość transferu dla dysku talerzowego to ok. 100 MB/s dla 2,5-calowego dysku talerzowego. Tymczasem zewnętrzny SSD może uzyskiwać transfery rzędu 500 MB/s, a czasem nawet nieco ponad to. Co to oznacza w praktyce? Wyobraźmy sobie że chcemy przekopiować na zewnętrzny nośnik 2-godzinny film w jakości Full HD. W przypadku zwykłego dysku zewnętrznego operacja tak potrwa w najlepszym razie około 2 minut. Zewnętrzny SSD poradzi sobie z tym samym zadaniem w… 20 sekund! Pięć razy szybsze działanie to tylko jeden z czynników, który usprawiedliwia wyższą niż w przypadku nośników talerzowych cenę SSD. Jak widać na wykresie żaden z dostępnych na rynku popularnych zewnętrznych HDD nie może pochwalić się nawet zbliżoną wydajnością.
Powód czwarty: wytrzymałość i bezpieczeństwo
Dysk zewnętrzny z natury rzeczy jest urządzeniem przenośnym. A jak z elektroniką, która towarzyszy nam codziennie bywa chyba wszyscy wiemy. Wystarczy spojrzeć na potłuczone ekrany smartfonów, poobijane powerbanki czy porysowane od częstego przenoszenia laptopy. Nieostrożne obchodzenie się z dyskiem i jego uszkodzenie to kłopot większy niż tylko zniszczona obudowa. Dysk może przecież zawierać takie dane, których nie odtworzymy: zdjęcia z wakacji, projekt pracy magisterskiej, prezentację dla szefa, a może i niedokończoną książkę. I tych danych zdecydowanie nie chcemy utracić w wyniku np. upuszczenia nośnika.
W przypadku dysków talerzowych, chociaż producenci zrobili wiele, by zmniejszyć podatność na uszkodzenia mechaniczne, mamy do czynienia z urządzeniami dość delikatnymi. Źle znoszą silniejsze wstrząsy, a upadek z niewielkiej wysokości może okazać się tragiczny w skutkach.
Kiedy więc inwestujemy w zewnętrzny dysk SSD to de facto inwestujemy w bezpieczeństwo naszych danych. Bo upuszczenie takiego nośnika z typowej “biurowej” wysokości, z jakiej spadają wszelkie urządzenia (czyli około 1 m – 1,3 m) może oczywiście sprawić, że nie będzie wyglądał równie atrakcyjnie jak po wyjęciu z pudełka, ale to co najcenniejsze, czyli dane, pozostaną nietknięte. Dyski SSD nie mają bowiem ruchomych, mechanicznych elementów i w przeciwieństwie do dysków talerzowych nie są tak narażone na uszkodzenia.
Kiedy mowa o bezpieczeństwie, w grę wchodzi jeszcze jeden czynnik – tajemnica. Przechowując na dyskach zewnętrznych praktycznie wszystko nad czym pracujmy i czym żyjemy chcielibyśmy mieć pewność, że nawet jeżeli nośnik trafi w niepowołane ręce, nasze dane będą bezpieczne. Dlatego niektóre nośniki SSD mają też dodatkową, wpływającą na bezpieczeństwo danych cechę: szyfrowanie. Nigdy nie wiemy kto znajdzie nasz dysk, jeśli go zgubimy. Zamiast na ludzkiej uczciwości lepiej polegać na szyfrowaniu AES 256 bit, które zostało zastosowane np. we wspomnianym wyżej Samsungu T5. Oczywiście, szyfrowanie na nic się nie przyda, jeśli nie będziemy go stosować, a ludzie są z natury leniwi, dlatego wybierając dysk z szyfrowaniem warto zwrócić uwagę na prostotę użycia tej funkcji. Najlepiej, jeśli jest to tak łatwe, jak w przypadku wymienionego Samsunga T5: wystarczy uruchomić dołączoną aplikację, nadać dyskowi własną nazwę, dwukrotnie wpisać hasło i… gotowe. Po skonfigurowaniu, zaszyfrowana partycja jest niewidoczna w systemie dopóki nie uruchomimy aplikacji i nie podamy hasła, co utrudnia osobom trzecim manipulacje przy zawartości. Oprócz tego, oprogramowanie pozwala wykonać aktualizację firmware (proces jest zautomatyzowany).
Powód piąty: gabaryty gwarantujące mobilność
Dysk talerzowy 2,5″ nie jest dużym urządzeniem, jednak noszenie go np. w kieszeni marynarki jest po prostu niewygodne. Urządzenie swoje waży, szczególnie, jeśli jest konstrukcją, w której producent starał się ograniczyć podatność na uszkodzenia mechaniczne. To nieco kłóci się z ideą mobilności.
A co powiecie na urządzenie nieco tylko większe od pudełka zapałek, ważące zaledwie 51 gramów? Takich gabarytów nie ma żaden dysk talerzowy, a w przypadku dysku SSD to żaden problem. T5 Samsunga to właśnie takie maleństwo, które mieści się w kieszeni bez najmniejszego problemu.
Niewielki rozmiar zapewnia łatwe przenoszenie dysku, ale jeśli dysk SSD poza kablem USB z wtyczką typu A (tą najbardziej typową) ma także taki z gniazdem typu C, a przy tym może współpracować ze smartfonem, to dopiero wtedy możemy mówić o prawdziwej mobilności. Takie rozwiązanie daje bowiem szereg nowych możliwości. Smartfony to w zasadzie komputery, które nosimy w kieszeni. Możliwość podłączenia do nich zewnętrznego dysku w celu przeniesienia danych, jest bardzo przydatna. W przypadku dysków talerzowych jest to niestety na ogół niemożliwe. Wymagają one bowiem mocnego zasilania, a wiele z nich potrzebuje zasilania nie z jednego, lecz z dwóch portów USB na raz.
Mówiąc o mobilności musimy też pamiętać, że nowe modele ultrabooków cierpią na przykrą dolegliwość: małą liczbę gniazd USB. Małe USB 3.1 typu C jest w tym przypadku idealnym rozwiązaniem, zwłaszcza, że właściwie wszystkie nowe, lekkie, mobilne laptopy są w to gniazdo wyposażone.
Zewnętrzny dysk SSD to do niedawna była prawdziwa rzadkość. Dziś jednak stają się coraz bardziej popularne, a standardem powoli zaczynają być bardziej pojemne nośniki o pojemności 500 GB, a nawet więcej. Taka pojemność daje możliwość zarchiwizowania właściwie wszystkich kluczowych danych, nawet dla osób, które np. zajmują się edycją wideo czy grafiką. I chociaż nośniki talerzowe oferują czterokrotnie niższą cenę jednego gigabajta pojemności, to jest to gigabajt nie tylko pięciokrotnie wolniejszy, ale też znacznie mniej pewny.
Dyski zewnętrzne są uzupełnieniem pewnego procesu, który osobiście nazwałbym mobilną ewolucją. Z komputerów osobistych coraz częściej przesiadamy się na laptopy, nieraz będące hybrydą między notebookiem i tabletem, korzystamy ze smartfonów, których moc obliczeniowa przewyższa komputery sprzed ledwie kilku lat. Zewnętrzne dyski SSD czynią nas jeszcze bardziej niezależnymi. | CHIP
Powiązane treści:
Dysk zewnętrzny 500 GB – ranking dysków
Laptop Samsung w rankingu laptopów