Stworzony przez amerykańsko-kanadyjskie studio AxiomZen tytuł przypomina nieco popularne Pokemony w wersji karcianej. Jak podaje serwis Techcrunch, około 15% całego obrotu realizowanego w kryptowalucie Ethereum to właśnie gra CryptoKitties. Tym samym, raczej kiepska gra o wirtualnych kotach jest absolutnym numerem 1 jeśli chodzi o obrót tą wirtualną walutą. Jedynie 8% ma EtherData, serwis służący do wymiany tokenów.
Właśnie przez tę popularność wiele transakcji odbywanych w grze, jak sprzedawanie, kupowanie czy rozmnażanie kotów trwa znacznie dłużej niż powinno i zmusza graczy do kilkukrotnych prób wykonania danej operacji. Jaką metodę przeciwdziałania zastosowali twórcy?
🚨🚨🚨🚨 Due to network congestion, we are increasing the birthing fee from 0.001 ETH to 0.002 ETH. This will ensure your kittens are born on time! The extra is needed to incentivize miners to add birthing txs to the chain. Long-term solution will be explored very soon! 🚨🚨🚨🚨
— CryptoKitties (@CryptoKitties) December 3, 2017
Zgadliście. Podnieśli opłatę za rozmnażanie wirtualnych kotków. Prawda, że sprytnie? “Gra działa wam powoli z powodu popularności, więc podniesiemy cenę popularnej operacji TYLKO po to by działała lepiej”. Przyznaję, że doceniam ekonomiczny zmysł twórców.
OK, ale jak działa sama gra? Zaczęło się od ledwie 100 “Kociąt założycieli”. Dodatkowo, co 15 min wypuszczany jest kolejny wirtualny kociak tzw. “Gen 0”, którego cena jest średnią z ostatnich pięciu + 50 procent. To sprawia, że cena kociąt systematycznie rośnie.
A co można z wirtualnymi kotami zrobić? Hodować, oczywiście. Przede wszystkim przez rozmnażanie ich. Różne koty mają różny cooldown (czyli czas, jaki jest wymagany, by ponownie można było użyć danej funkcji w grze) możliwości rozmnażania, co też wpływa na ich cenę. Koty można oczywiście też sprzedawać i kupować na aukcjach. Każdy kot posiada własny, 256-bitowy “genom”. Ten zawiera m.in. informacje o wyglądzie wirtualnego zwierzęcia i jego karty, czy też szybkość rozmnażania. Część “genów” ma charakter recesywny, więc nie ma gwarancji, że potomek naszego kotka odziedziczy cechy na których nam szczególnie zależy. Kodu “genetycznego” wirtualnego kota nie da się niestety podejrzeć.
Mimo iż gra opiera się o karty, to nie posiada skali popularności. Nie znajdziemy tu więc rzadkich czy legendarnych kart. Zamiast tego społeczność gry w naturalny sposób tworzy piramidę kart. Te posiadające najwyżej cenione cechy lądują na szczycie, a ich ceny są najwyższe.
Na ceny wpływa oczywiście też generacja kota. Każda kolejna dostaje po prostu jeden numer wyżej. Koty starszych pokoleń mają zwykle krótszy czas ponownej aktywacji (cooldown). Trzeba przyznać, że twórcy gry opracowali całkiem skuteczny model zarabiania pieniędzy. Od każdej transakcji wewnątrz gry pomiędzy hodowcami pobierają 3,75% prowizji, co pozwoliło im zarobić ponad milion dolarów w kilka dni.
W samej grze chodzi o hodowanie kotów dla samego hodowana. Nie mam pojęcia jak może to być wciągające, ale widać, szczególnie po wydawanych na wirtualne futrzaki kwotach, że moc przyciągania istnieje. Najdroższe koty są sprzedawana za 246 ETH, czyli, bagatela, ponad 400 tysięcy złotych. Wydaje mi się iż są miliony lepszych sposobów na wydanie tych pieniędzy. | CHIP