— Z uwagi na fakt, że Kaspersky Lab nie otrzymał możliwości odniesienia się do stawianych zarzutów oraz z racji braku jakichkolwiek dowodów uzasadniających działania DHS w interesie firmy leży obrona naszych praw — zaznacza Jewgienij Kasperskij, prezes i dyrektor generalny przedsiębiorstwa. — Niezależnie od decyzji Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, będziemy kontynuowali swoje działania w zakresie ochrony świata przed cyberprzestępczością – puentuje rosyjski biznesmen.
We wrześniu władze USA nakazały agencjom rządowym usunięcie antywirusa Kaspersky Lab ze wszystkich swoich maszyn. Sprawę opisał dziennik The Wall Street Journal, oskarżając rosyjską firmę o szpiegostwo. Według gazety, program nie tylko szukał na komputerach wirusów, ale także przesyłał tajne dane na serwery firmy z Moskwy. Sprawa wyszła na jaw dzięki izraelskim hakerom, którzy włamali się do sieci Kaspersky’ego. Znaleźli tam dokumenty, które zostały skopiowane z prywatnego komputera pracownika amerykańskiej National Security Agency. Firma Kaspersky Lab w komunikacie odpierała zarzuty, twierdząc, że dane znalazły się na jej serwerach przez przypadek. Miały zostać z nich skasowane po interwencji Jewgienija Kasperskiego.
W zeszłym tygodniu dyrektywę zakazującą instalowania oprogramowania Kaspersky’ego w instytucjach rządowych podpisał Donald Trump. Departament Bezpieczeństwa Krajowego dał urzędom 30 dni na zidentyfikowanie, czy używają programu z Rosji, 60 dni na opracowanie planu usunięcia antywirusa i 90 dni na realizację działania. Senator Jean Shaheen w wywiadzie dla stacji radiowej NPR ocenił, że przedstawiciele Kaspersky Lab mogą współpracować z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa. Podobne zarzuty o powiązania ze specsłużbami Kremla pojawiały się już niejeden raz wcześniej. | CHIP