I chociaż można podchodzić sceptycznie do tak ambitnych założeń, to jedno trzeba przyznać: w tej sprawie coś rzeczywiście zaczęło się dziać. Na ile jest to spowodowane zmianą na stanowisku premiera? Trudno stwierdzić. Faktem jest jednak, że pierwszy etap realizacji tego planu jest już za nami, a kolejny właśnie się rozpoczyna. Konkurs na wygląd samochodu rozstrzygnięto we wrześniu. Teraz czas na bardziej techniczny wybór: kto stworzy prototyp elektrycznego samochodu.
Powołana przez cztery największe, państwowe koncerny energetyczne spółka Electromobility Poland ogłosiła konkurs, a zgłoszenia można składać do 20 grudnia. Do 29 grudnia zgłoszenie należy potwierdzić. Do końca stycznia komisja Electromobility Poland wybierze najciekawsze spośród nadesłanych ofert, a w lutym zostaną podpisane umowy na przygotowanie szczegółowego planu technicznego pojazdu oraz koncesji na produkcję seryjną na podstawie prototypu.
Spółka podała, że planuje dwa dalsze etapy konkursu. Wyłonione w poprzednim etapie firmy mają stworzyć model pojazdu, a także opracować dokumentację techniczną przedprodukcyjnego prototypu. W następnym etapie przewidziano finalizację prac nad prototypem i jego ocenę przez Electromobility Poland. Zapowiedź ministra energii, że działający prototyp zobaczymy jesienią 2018 roku wydaje się być zatem, przy tak wieloetapowym procesie, dość ambitna. Nie znaczy jednak, że niemożliwa.
Na tę chwilę nie ujawniono jednak szczegółowych wymagań konkursowych. Jak sugeruje rzeczniczka Electromobility Poland, Aleksandra Bałdys: Nazwa konkursu oddaje istotę konkurencyjnego postępowania, którą chcemy zachować, ale konkurs w wąskim tego słowa znaczeniu wiąże się z poniesieniem kosztów udziału przez uczestników i gratyfikacją dopiero na końcu. Gdyby był to typowy konkurs, podmioty w nim startujące musiałyby najpierw zainwestować środki w budowę prototypów, a to wyeliminowałoby takie, które posiadają kompetencje, a nie mają zasobów, by taki prototyp zbudować.
Oznacza to zatem, że sposób wyłonienia zwycięzcy nie skreśla, przynajmniej nie na etapie projektowym, niewielkich firm jak na tak ambitny projekt. Wyłożenie odpowiednich środków w typowej procedurze konkursowej byłoby tu bowiem naprawdę pokaźnym wydatkiem.
Jednocześnie oznacza to, że ryzyko inwestycji jest w znaczącej mierze po stronie Electromobility Poland, a więc spółki należącej pośrednio do Skarbu Państwa.
Zgodnie z projektem Morawieckiego, do 2025 roku po polskich drogach ma jeździć milion aut elektrycznych. Czy to wykonalne? Prawdopodobnie tak, ale by to się stało należy zadbać również o infrastrukturę do ładowania nowych pojazdów. Aktualnie w Polsce nie ma zbyt wielu punktów ładowania. W moim mieście, Poznaniu, są ledwie dwie aktywne stacje. Najwięcej jest ich w Warszawie: na tę chwilę jedenaście.
O stacjach ładowania w mniejszych miastach właściwie nawet nie ma co myśleć. Mapę punktów ładowania można zobaczyć na stronie mytesla.com.pl. Jak widać mieszkańcy północnowschodniej Polski by naładować samochód musieliby obecnie jechać do Warszawy lub Gdańska.
Jednocześnie auta elektryczne mogą być nadzieją dla… polskiego górnictwa węglowego. Wobec spadającego zapotrzebowania na węgiel w sektorze prywatnym polskie kopanie może czekać niewesoła przyszłość. Jednakże większość energii elektrycznej w Polsce wytwarzana jest właśnie w elektrowniach węglowych. I chociaż jest to energia, mówiąc delikatnie, niezbyt czysta, to kolejne rządy RP bronią jej intensywnie. Efekty wdychamy wszyscy. Pamiętajmy jednak, że – rzetelnie podchodząc do tematu – smog w polskich miastach to głównie niska emisja, a nie elektrownie. | CHIP