Rezygnacja z produkcji dronów wiąże się z restrukturyzacją. Pracę straci ponad 250 osób. Proces będzie kosztował firmę około 22-30 milionów dolarów. Są to kolejne tak duże zwolnienia w GoPro po zamknięciu działu rozrywki w grudniu 2016 roku. Ostatecznie w firmie pozostanie około 1000 pracowników.
Radykalne działania podkreśla także drastyczne obniżenie pensji założyciela i prezesa firmy Nicka Woodmana, który zrezygnował ze swojego normalnego wynagrodzenia (800 tys. dolarów rocznie) w 2018 roku obniżając jego kwotę do symbolicznego dolara.
To jednak nie koniec niepokojących informacji. Kilka miesięcy temu GoPro zatrudniło J.P Morgan, lidera w zakresie bankowości inwestycyjnej. 8 stycznia 2018 roku Nick Woodman przyznał, że w obliczu zaistniałej sytuacji nie wyklucza sprzedaży firmy lub partnerstwa, choć plan zakłada wciąż pozostawanie niezależnym przedsiębiorstwem. – Jeśli zaistnieje okazja do tego, by zjednoczyć się z firmą, która pomogłoby wypromować GoPo na większą skalę, to będziemy rozważać taką propozycję. – powiedział Woodman w wywiadzie dla CNBC. Trudno jednak znaleźć na rynku firmę, która rzeczywiście mogłaby kupić GoPro. Główny konkurent producenta, DJI, doskonale radzi sobie samodzielnie, podobnie jak Xiaomi, które także stawia duże kroki na polu kamer sportowych.
GoPro istnieje na rynku od 2002 roku i specjalizuje się w produkcji kamer sportowych. Najnowszym modelem producenta jest GoPro Hero Black 6, o którym możecie przeczytać w naszym teście. W ubiegłym roku firma zamknęła czwarty kwartał z przychodami na poziomie 340 milionów dolarów – aż o 130 milionów dolarów mniejszymi niż zakładano. | CHIP
Powiązane treści: