ISS w końcu i tak będzie musiała podzielić los chińskiej stacji Tiangong-1, która prawdopodobnie w kwietniu spadnie na Ziemię. Stacja zostanie sprowadzona na Ziemię około roku 2030. O ile jednak Tiangong-1 można porównać do niewielkiego domu jednorodzinnego, to ISS ma rozmiar boiska. Z tego powodu dobrze, gdyby udało się uniknąć problemów jakie mają Chińczycy ze swoją stacją, która może zarówno spaść do oceanu jak i spaść na zamieszkałe tereny.
Międzynarodowa Stacja Kosmiczna (ISS) od dwudziesty lat służy jako laboratorium, w którym testowany jest wpływ mikrograwitacji na ludzi i sprzęt. Stacja okrąża Ziemię ponad 15 razy w ciągu doby ze średnią prędkością 27 tysięcy km/h. Eksperci chcieliby, aby rozwijający się prywatny przemysł kosmiczny zajął się umieszczaniem i obsługą podobnych obiektów budowanych na niskiej orbicie. Jednak według przedsiębiorców, 2025 rok jest nierealny do stworzenia odpowiednika ISS. Z tego powodu decyzja urzędników stawia pod znakiem zapytania dalsze plany podboju kosmosu.
Amerykanie ciągle wydają najwięcej spośród wszystkich krajów na eksplorację kosmosu. Co roku jest to łącznie 40 miliardów dolarów. To ponad dwa razy tyle, co wszystkie inne kraje. Budżety chińskiej, rosyjskiej i europejskiej agencji kosmicznych są podobne. Każda z instytucji ma do dyspozycji po około 6 miliardów dolarów rocznie. Jak się okazuje, pieniądze to nie wszystko. Chińczycy odnoszą duże sukcesy w przestrzeni kosmicznej. Bezzałogowe misje Chang’e na Księżyc i satelity szyfrujące kwantowo dane to pstryczek w nos dla NASA. Amerykanie nie przestaną patrzeć w gwiazdy. NASA ma zadanie, aby zbudować na Księżycu stałą bazę zanim tego dokonają Chiny. Bez stacji kosmicznej pomimo zwiększonych funduszy, może być to znacznie trudniejsze do wykonania. | CHIP