Najczęściej wywołuję zdjęcia w internetowych laboratoriach cyfrowych, co wiąże się zawsze z tym, że muszę długo czekać na przesyłkę. Swego czasu rozważałam zakup Instaxa Mini (tu znajdziecie to urządzenie w sklepie), ale stwierdziłam, że mój smartfon jednak robi lepszej jakości zdjęcia i pozwala na większą swobodę obróbki. Przed świętami na testy przyjechała do naszej redakcji nowość HP – mobilna drukarka Sprocket, której używanie sprawiło mi ogromną frajdę. W końcu mogłam drukować zdjęcia ze smartfonu od razu i jeszcze przyklejać je w różnych miejscach. Nie jest to jednak gadżet dla każdego, dlatego przed zakupem warto zdać sobie sprawę z kilku rzeczy, o których przeczytacie poniżej.
HP Sprocket – mobilna i elegancka
HP Sprocket mierzy zaledwie 116 x 75 x 23 mm i waży 172 g – to tyle co nieco grubszy powerbank lub starszy model dysku zewnętrznego. Urządzenie jest bezprzewodowe, a więc mamy do czynienia z prawdziwie mobilnym sprzętem. Obudowa drukarki wykonana jest z białego, błyszczącego plastiku, który ozdabia złote logo producenta oraz złota ramka biegnąca wzdłuż krawędzi.
Gadżet zmieści się do torebki, plecaka czy kieszeni kurtki, co powinno ucieszyć osoby, które zamierzają obdarowywać zdjęciami znajomych na imprezie. HP Sprocket można zabrać ze sobą wszędzie bez uczucia dyskomfortu. Bateria naładowana do pełna powinna starczyć na wydruk około 30 zdjęć. W zestawie znajdziemy kabel USB do ładowania oraz 10 arkuszy papieru ZINK. I tu przechodzimy do jednej z najważniejszych cech tego urządzenia – technologii druku.
Prosta obsługa i beztuszowy wydruk
HP Sprocket nie wymaga zastosowania żadnego wkładu atramentowego ani tonera. Druk wykonywany jest w opracowanej przez firmę ZINK technologii o nazwie Zero Ink Printing. Polega ona na tym, że wszystkie cząsteczki barwników są umieszczane fabrycznie wewnątrz kartki. Początkowo są one przeźroczyste – dopiero gdy drukarka się nagrzeje, pod wpływem odpowiedniej temperatury ujawniają one właściwą barwę.
Proces obsługi jest bardzo prosty. Otwieramy zafoliowaną paczkę specjalnych arkuszy i umieszczamy w drukarce, niebieskim, testowym arkuszem do dołu (do drukarki wchodzi maksymalnie 10 arkuszy jednocześnie). Dalej zamykamy obudowę i włączamy drukarkę. Następnie należy ją sparować przez Bluetooth ze smartfonem. Po uruchomieniu dedykowanej aplikacji możemy wskazać, którą fotografię zamierzamy wydrukować.
Do oprogramowania nie można się przyczepić. Znajdziemy w nim nie tylko zdjęcia przechowywane w pamięci urządzenia, ale też po powiązaniu z Facebookiem, Instagramem i Google te, które mamy zapisane na swoich profilach społecznościowych. Miłym dodatkiem okazały się możliwości edycji obrazu – aplikacja pozwala nie tylko na dokonanie podstawowej korekty (kadrowanie, balans bieli, kontrast, jasność), ale też na zastosowanie szeregu filtrów, naklejek i ramek. Nieco bezsensowną opcją jest z kolei funkcja dodawania niewidzialnych znaczników do zdjęć, które później, po zeskanowaniu w aplikacji pokazują nam głównie ścieżkę dostępu do pliku, o ile jeszcze znajduje się on w pamięci smartfonu.
Proces druku jest dość szybki – od momentu kliknięcia zdjęcia do ukończenia procesu mija maksymalnie 45 sekund. Zobaczcie sami.
Drukarka też sprawnie zarządza energią. Gdy nie będziemy z niej korzystać przez kilka minut, samodzielnie się wyłączy.
Jakość wydruku, czyli mogłoby być lepiej
Niestety z szybkim wydrukiem i łatwą obsługą nie idzie wysoka jakość obrazu. Technologia Zero Ink Printing po prostu nie pozwala na poziom zbliżony do drukarek atramentowych. O ile drobne ziarno na zdjęciach tej wielkości (5 x 7,6 cm) jest jeszcze do zaakceptowania, tak najgorzej ma się sprawa z kolorystyką. Jaśniejsze punkty na zdjęciu jak np. skóra są często przepalone, a zbliżone do siebie barwy o różnych kontrastach mają niską rozpiętość tonalną. Nieźle natomiast wypada kwestia samych szczegółów – spodziewałam się, że obraz będzie bardziej rozmyty,
Na upartego można powiedzieć, że takie nie do końca doskonałe zdjęcia to wyraz hołdu dla stylistyki retro i polaroidów, które przecież także bywały często prześwietlone i dalekie od zdjęć wykonywanych tradycyjnymi aparatami analogowymi. Biorąc pod uwagę fakt, że fotografie z HP Sprocket mają przede wszystkim utrwalać chwile i oferować błyskawiczny wydruk do tej jakości mogłabym się przyzwyczaić, gdyby nie jeszcze jedna sprawa…
Zabójcza ekonomia
Urządzenie nie jest tanie. Kosztuje około 600 złotych, ale w internetowych sklepach i dobrej promocji upolujecie je za niższą kwotę (sprawdźcie na przykład tutaj). Taki zakup jeszcze byłby relatywnie opłacalny, gdyby nie cena arkuszy. Komplet 20 arkuszy papieru Zink kosztuje około 38 złotych (najniższe ceny), co sprawia, że za zdjęcie o wymiarach 5 x 7,6 centymetra płacimy 1,90 zł. Kwota aż boli, gdy weźmie się pod uwagę, że w laboratoriach fotograficznych odbitka 10 x 10 centymetrów kosztuje… 49 groszy.
Pewnym atutem dla niektórych może się okazać samoprzylepny materiał. Zdjęcia to tak naprawdę naklejki, które możemy przyczepić na różnego rodzaju obiekty. Dla miłośników wszelkich ozdób i prezentów DIY może to być strzał w dziesiątkę.
Podsumowanie, czyli dla kogo jest HP Sprocket
HP Sprocket to gadżet dla osób, które lubują się w stylistyce retro i nie będzie im przeszkadzała słabsza jakość zdjęć. Jeśli priorytetem jest dla was mobilność i szybkość wydruku, z tej drukarki na pewno będziecie zadowoleni. Sprocket jest także interesującym pomysłem na prezent dla amatorów smartfonowej fotografii i miłośników fotobudek, którzy lubią robić sobie z przyjaciółmi selfie w formie fizycznego zdjęcia. Wysokie koszty druku skreślają, moim zdaniem, testowane przez nas urządzenie jako alternatywę dla tradycyjnej drukarki czy drukowania dużej liczby odbitek w laboratoriach fotograficznych. | CHIP