– Wszystko, co wysyłacie jest magazynowane na moim serwerze. Wszystkie twoje erotyczne wiadomości i zdjęcia znajdują się obecnie na moim serwerze. Wszystkie twoje nieoficjalne “żony” i dziewczyny, to wszystko jest na moich serwerach. – tłumaczy Pranay Singh. Clay Haynes z kolei utrzymuje, że istnieje specjalnie powołany zespół około 300-400 osób, którym płaci się za oglądanie zdjęć wysyłanych przez użytkowników za pośrednictwem Twittera.
– Nawet osoby bez konta na Twitterze, znajdują się w naszych bazach danych. Dane o Was wyciekają na więcej sposobów niż Wam się wydaje. Mamy informacje od innych osób. Gdy pierwszy raz wchodzisz na Twittera, my już o Tobie wiemy – mówi Conrado Miranda.
Nagranie, na którym można usłyszeć komentarze pracowników przedstawiamy poniżej.
Nawet tak wiele osób nie byłoby w stanie na bieżąco kontrolować wszystkich użytkowników Twittera, dlatego jeden z pracowników wspomina o tym, że większością pracy zajmują się algorytmy. Dopiero, kiedy coś wzbudza ich zainteresowanie jest przekazywane do analizy pracownikom.
Twitter oficjalnie odcina się od tych zarzutów.
– Nie prowadzimy aktywnego przeglądu prywatnych wiadomości. Jedynie ograniczona liczba pracowników ma dostęp do tak wrażliwych danych, ale obowiązują ich liczne protokoły, a nadzór jest stosowany wyłącznie w uzasadnionych celach prawnych – możemy przeczytać w oświadczeniu Twittera.
Eksperci do spraw cyberbezpieczeństwa od dawna przestrzegają użytkowników sieci przed wszelkiego rodzajami darmowymi serwisami społecznościowymi, które gromadzą o nich najbardziej szczegółowe dane, by nimi handlować. Twitter nie jest jedynym serwisem, który stosuje taką politykę. W mniejszym lub większym stopniu robi to także m.in. Facebook i Google. Internet już dawno przestał być anonimowy, a wszystko co do niego trafia raz, nigdy tak naprawdę nie znika. Warto o tym pamiętać. | CHIP