Akumulatory w największych modelach Tesli mają pojemność 100 kWh, więc za jednorazowe podładowanie auta Amerykanin nie zapłaci więcej niż 24 dolarów, a zatem nie jest to cena, która znacząco uderza po portfelu. Mimo wszystko jednak uświadamia, że prąd nie będzie w nieskończoność tani i z czasem jego wartość może dojść do poziomu cen paliw kopalnianych. Swoje podwyżki Tesla tłumaczy ogólnym wzrostem cen, przypominając jednocześnie, że firma i tak na nich nie zarabia.
– Od czasu do czasu zmieniamy ceny ładowania samochodów na stacjach Supercharger, aby te były jak najlepiej dostosowane do lokalnych stawek za prąd oraz jego zużycia. Naszym głównym celem jest zadbanie o to, aby stacje Supercharger zawsze pozwalały kierowcom jeździć taniej na energii elektrycznej, niż na benzynie. Podnosząc ceny chcemy także przy okazji odzyskać część pieniędzy, które zainwestowaliśmy w system. Jednocześnie przypominamy, że stacje Supercharger nigdy nie będą dla Tesli dochodowe. – można przeczytać w oświadczeniu prasowym firmy.
Przy okazji podwyżek cen warto też zaznaczyć, że Tesla stale rozwija swoją sieć – aktualnie ma już 1180 stacji na całym świecie, które wyposażone są w 9000 ładowarek, a ponieważ na miejscu nie ma żadnych pracowników, utrzymywanie ich w należytym porządku to również koszt dla firmy. Tesla jest także zależna od lokalnych cen dostawców prądu więc nie ma się co dziwić, że firma nie chce dopłacać do całego interesu. | CHIP