iRing, czyli pierścionek ze smartfonem
Zamknięty w pudełku iRing przypomina nieco otwieracz do piwa. Gadżet składa się z metalowej obręczy o średnicy na tyle szerokiej, że z luzem wchodzącej nawet na męski palec oraz metalowej, prostokątnej podstawki o szerokości 3,5 x 4 cm.
Podstawka z jednej strony pokryta jest specjalnym klejem, z drugiej zaś ozdobnym wzorkiem. Mnie trafił się biały iRing w kolorowe paski, ale w kolekcji producenta znajdziecie całą masę jednokolorowych uchwytów lub przyozdobionych grafikami z komiksów Marvela czy “Gwiezdnych Wojen”. W komplecie otrzymuje się również tzw. iHook, czyli samoprzylepny wieszak, na którym można zawiesić smartfon wyposażony w iRing.
Montaż iRinga jest niezwykle prosty. Wystarczy odkleić taśmę ochronną i przyłożyć klejącą się stroną do obudowy smartfonu lub etui. Trzeba tylko pamiętać, by powierzchnia była gładka, bo inaczej istnieje ryzyko, że iRing nie będzie się dobrze trzymał. Ja dla pewności jeszcze odtłuściłam powierzchnię etui.
Czy zabieg ten jest jednorazowy? Otóż nie. iRing można bowiem odkleić, jeśli zauważymy, że sam zaczyna odstawać. Wówczas wystarczy wyczyścić powierzchnię telefonu i przykleić raz jeszcze. Można go też przełożyć na inny telefon. Wówczas iRing wystarczy przepłukać, poczekać aż wyschnie, a następnie przykleić go ponownie. Producent twierdzi, że taką operację można przeprowadzić 100 razy – ja sprawdzałam tylko raz i rzeczywiście, klej jest nadal tak mocny jak za pierwszym razem.
iRing może pełnić aż trzy funkcje
Większość współczesnych smartfonów ma ekran o przekątnej powyżej 5 cali i choć w ostatnim czasie pojawiło się sporo modeli o bardziej ergonomicznych proporcjach 18:9, które sprawiają, że telefon jest węższy i łatwiej go trzymać w dłoni, to mimo wszystko taki jednoręczny chwyt wciąż jest niepewny. Zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia z obudową ze szkła, która sprzyja wyślizgiwaniu się telefonu.
Ja najczęściej trzymam smartfon podpierając jego dolną krawędź małym palcem i operując kciukiem. Niestety taka pozycja męczy zwłaszcza przy pisaniu dłużej ilości tekstu. Z iRingiem nie czuję takiego dyskomfortu – niby w dalszym ciągu podpieram urządzenie małym palcem, ale jeśli odczuwam zmęczenie to po prostu przenoszę cały ciężar trzymania smartfonu na obręcz.
Najważniejsze jednak, że wreszcie mogę sięgnąć kciukiem do lewej krawędzi ekranu. Idąc ulicą nie muszę też tak kurczowo ściskać telefonu, bo wiem, że nie wyślizgnie mi się z dłoni.
Ponieważ obręcz obraca się o 360-stopni, możemy jej także użyć jako podstawki do smartfonu. Jeśli zdarza Wam się oglądać filmy na telefonie to z tej opcji będziecie bardzo zadowoleni. Ja w ten sposób korzystam ze smartfonu w kuchni, wyświetlając na nim przepisy kulinarne – ekran położony pod kątem jest czytelniejszy niż leżący na płasko i zabiera też mniej miejsca na stole.
Kolejny pomysł koreańskiego producenta to iHook dodawany do iRinga. Taki haczyk możecie przykleić wszędzie tam, gdzie nie da się położyć smartfonu. Ja akurat przykleiłam haczyk do deski rozdzielczej w samochodzie, ale równie dobrze możecie sobie przyczepić haczyk na ścianie w kuchni, ramie łóżka itp.
Korzystając z haczyka nie da się tak płynnie regulować położeniem obręczy jak byśmy chcieli ponieważ jest on dość płytki i zbyt duży kąt może spowodować, że całość nam się wysunie.
Wrażenia z użytkowania, czyli dla kogo jest iRing
Ponieważ lubię duże smartfony i na ekrany poniżej 5,8 cala już nawet nie spoglądam, to mając niewielkie dłonie o dość krótkich palcach zmuszona jestem, pisząc np. SMS-a, trzymać telefon w dwóch dłoniach. Testując smartfony o szklanych powierzchniach obchodziłam się więc z nimi jak z jajkiem i starałam się nawet nie używać ich na ulicy w obawie, że upadną i się potłuką. Dzięki iRingowi przestałam martwić się takimi drobiazgami. Metalowa, ciężko obracająca się, więc przez to stabilna obręcz zapewnia pewny chwyt i większy komfort użytkowania. Z reakcji znajomych wnioskuję jednak, że mimo wszystko iRing spodoba się głównie paniom, przyzwyczajonym do noszenia na palcach biżuterii.
Inna rzecz, że iRing nie wygląda pięknie na smukłych urządzeniach. Jego grubość to 6,2 mm, czyli niemal drugie tyle co przeciętny smartfon. Odkładając telefon iRingiem do dołu należy się liczyć z tym, że może on zarysować delikatną powierzchnię np. blat stołu – w końcu to metal. iRing uniemożliwia też stosowanie gimbala, dlatego zdecydowałam się go nakleić na etui, bo znacznie szybciej mogę je ściągnąć i założyć z powrotem niż męczyć się z odklejaniem iRinga.
iRing nie jest oficjalnie dostępny w naszym kraju – można go zamówić na Amazonie lub na Allegro. Cena? 19 dolarów czyli około 65 zł – trochę dużo, ale w porównaniu z kosztem zbitego ekranu to raczej niewielki wydatek. Należy jednak bardzo uważać, bo obydwa miejsca zakupu wręcz zalane są tanimi podróbkami, które choć wyglądają niemal identycznie (różnią się jedynie pudełkiem, na którym np. widnieje nazwa “Ring”, nie “iRing”), to mają znacznie gorszy klej. Warto zatem przed zakupem przyjrzeć się opiniom innych kupujących i zwrócić uwagę na pudełko, na którym przede wszystkim powinno się znaleźć logo producenta AAUXX. | CHIP