Witalij Bespalow urodził się w małej miejscowości na Syberii, ale od zawsze w swoim rodzinnym mieście czuł się źle. Gdy więc dorósł, postanowił szukać lepszego życia w liberalnym St. Petersburgu. Wyjechał tam z jedną myślą – zostać dziennikarzem. Swoją historię opowiedział twórcom podcastu Radiolab.
Fabryka trolli
W Petersburgu Witalijowi prawie zaczęło się układać. Prawie. Dostał pracę w lokalnej gazecie, która jednak szybko upadła. Rosjanin musiał szukać dla siebie nowego zajęcia. Po kilku miesiącach trafił na ogłoszenie, które obiecywało wyjątkowo dobrze płatną pracę osobom z lekkim piórem. Postanowił zaryzykować i przyjął ofertę, choć podczas rozmowy kwalifikacyjnej nie powiedziano mu, czym tak naprawdę będzie się zajmować. Dowiedział się tego dopiero pierwszego dnia pracy. “Będziesz pisał o Ukrainie, 20 tekstów dziennie” usłyszał od szefowej. Był 2014 rok, w Donbasie trwały już starcia zbrojne.
– Odbył się na przykład taki incydent, grupa prorosyjskich rebeliantów zajęła szkołę na Ukrainie, a znajdujące się w niej dzieci praktycznie zostały wzięte za zakładników – opowiada Bespalow w Radiolab. – Kiedy proukraińscy żołnierze szturmowali szkołę, dzieci zginęły. Miałem wyjść od prawdziwej historii, ale przepisać ją tak, żeby nie wspominać o obecności prorosyjskich oddziałów i stworzyć wrażenie, że Ukraińcy z własnej woli napadli na szkołę i zmasakrowali dzieci.
Tak Witalij dowiedział się, że pracuje w fabryce trolli – czterokondygnacyjnym budynku, w którym wszystkie zatrudnione osoby zajmowały się dezinformacją. Jak opowiada Bespalow – na pierwszym piętrze pisaliśmy fałszywe informacje, na drugim siedziały osoby zajmujące się social media i tworzeniem memów (Hillary Clinton podaje rękę diabłu), na trzecim pisano fałszywe blogi, na czwartym siedziały trolle których zadaniem było komentowanie na serwisie YouTube i na Facebooku. Była to Internet Research Agency, założona w 2013 roku przez osoby powiązane ze środowiskiem Władymira Putina. W 2014 roku Agencja rozszerzyła działalność na Stany Zjednoczone, a w 2016 roku przy międzynarodowej wersji projektu pracowało już ponad 80 osób. Pamiętacie, co wydarzyło się w 2016 roku? Wybory prezydenckie w USA.
Cambridge Analytica – co tak naprawdę się wydarzyło?
W czasie, gdy Bespalow zaczynał swoją nową pracę, na Facebooku kwestia polityki prywatności była daleko od pierwszego planu. Serwis wprowadził właśnie funkcję quizów, a te zaczęły pączkować na naszych tablicach właściwie bez ograniczeń. Jeden z nich został stworzony przez Aleksandra Kogana, był to qiuz psychologiczny, “thisisyourdigitallife”. Z aplikacji skorzystało ponad 270 tysięcy ludzi. Coś, co wydawało się prostą i niewinną zabawą, kilka lat później przerodziło się w prawdziwy skandal. Aplikacja oprócz podawania wyników o osobowości, pobierała dane, takie jak miasto zamieszkania i lajki z profilu osoby która brała udział w quizie. Ale oprócz tego, pobierała podobne dane z profili znajomych, którzy nie zmienili ustawień prywatności. W sumie zebrano dane od niemal 87 milionów użytkowników Facebooka! Droga pozyskania, była zupełnie legalna – aplikacje facebookowe takie jak quizy miały wówczas absurdalnie duże uprawnienia, mogły także umieszczać posty na ścianach użytkowników.
Dane pozyskane w legalny sposób, zostały jednak przekazane firmie SCL/Cambridge Analytica. Facebook dowiedział się o tym w 2015 roku, skasował aplikację z serwisu i zażądał dowodu, że przekazane informacje zostały skasowane. Stosowny dowód został przekazany, a Facebook w poczuciu dobrze wykonanej roboty uznał, że sprawa jest załatwiona.
Co mówią o tobie twoje lajki?
Sprawa była jednak daleka od zamknięcia. Informacje o 87 milionach użytkowników znajdowały się w posiadaniu firmy researcherskiej Cambridge Analytica (CA), zajmującej się analityką danych, która brała czynny udział w kampaniach politycznych.
W marcu 2018 roku jeden z pracowników CA – Christopher Wylie – ujawnił, w jaki sposób facebookowe dane przekuwane były w narzędzie kampanii politycznych.
– Praktycznie rzecz biorąc bawiliśmy się psychologią całego kraju, a żaden z obywateli nic o tym nie widział – przyznaje Wylie w rozmowie z The Guardian. – Cambridge Analytica to firma zajmująca się propagandą.
Dane pozwoliły stworzyć psychologiczne profile wyborców i zdefiniować, jaki typ przekazu będzie odpowiedni dla konkretnego profilu.
W jaki sposób nasze proste lajki mogą przyczynić się do powstania profilu psychologicznego? Tu w grę wchodzi big data i rachunek prawdopodobieństwa, przekute w psychometrię. Już na postawie 68 lajków można z 95% prawdopodobieństwem odgadnąć, jaki jest kolor skóry użytkownika i czy ma skłonności demokratyczne czy konserwatywne (ze skutecznością na poziomie 85%).
70 lajków wystarczy, żeby mieć wiedzę o danej osobie lepszą, niż większość jego znajomych.
150 lajków wystarczy, żeby wiedzieć o nim więcej, niż jego rodzice.
300 lajków – więcej niż partner.
Sami możecie się przekonać, jak budujecie swój profil w social media. To narzędzie pokaże, jakie wnioski można wysnuć na podstawie waszych lajków.
Do tej pory była to tajna broń Facebooka – skuteczny system profilowania użytkowników, dzięki któremu firmy mogły precyzyjnie trafiać ze swoim przekazem do osób o konkretnych cechach albo sytuacji życiowej. Model biznesowy, który wydawał się być bez skazy i z kwartału na kwartał przynosił serwisowi Zuckerberga zyski, okazał się mieć jedną potężną wadę. Bo w końcu skoro w taki sposób można docierać z przekazem o produktach i budować potrzebę zakupową, to czemu nie wykorzystać tego samego mechanizmu dla propagowania idei?
Cambridge Analytica została w 2016 roku zatrudniona do pomocy przy kampanii wyborczej obecnego prezydenta.
Na co i jak wpływ mogła mieć Cambridge Analytica?
Czy psychometryczna kampania CA miała wpływ na wybory prezydenckie w USA, na Brexit albo wybory w Nigerii?
Tego nie wiemy. Albo raczej – wiemy, że wpływ był wywierany, ale nie jesteśmy w stanie stwierdzić, na ile np. wybory prezydenckie w USA zostały zmanipulowane przez CA. Wiemy natomiast, że oprócz tworzenia profilów psychologicznych, odpowiednich treści i targetowania, CA doradzała Trumpowi w czasie rzeczywistym. Na przykład – jeśli w jakimś stanie świetnie czytał się artykuł o imigrantach, to kandydat na prezydenta jechał tam i przemawiał właśnie o imigrantach.
Targetowanie przechodziło więc z online do offline, a wszyscy wiemy, jaki ostatecznie był wynik.
Co dalej z Facebookiem?
Quiz, przy pomocy którego Aleksander Kogan zbierał dane użytkowników Facebooka dla firmy Cambridge Analytica zainstalowały w Polsce 23 osoby. Jak poinformowało polskie biuro prasowe Facebooka, w sumie liczba osób z Polski, których dane mogły trafić do Cambridge Analytica, wynosi 57 138.
Facebook usiłuje wyjść z twarzą z afery i zapowiada kolejne zmiany.
3 kwietnia ogłoszono, że strony należące do IRA (tej samej organizacji, w której fake newsy produkował Witalij Bespalow) zostaną usunięte. Nad bezpieczeństwem i “kontrolą treści” pracuje teraz 15 tysięcy osób, do końca roku ma dołączyć ponad 5 tysięcy.
Czy Facebook upadnie? Na razie wydaje się to wątpliwe. I nie chodzi nawet o to, że korzysta z niego tak wiele osób – w końcu nowe serwisy społecznościowe powstają każdego dnia. Kluczową przewagą serwisu jest logowanie do innych stron danymi z Facebooka. Jedno kliknięcie, dzięki któremu nie musisz pamiętać haseł do kolejnych usług stało się tak wygodne, że aż niezbędne. Z badań kanadyjskiej firmy Login Radius wynika, że 80% ludzi nie lubi tradycyjnych sposobów logowania, a 73% woli logować się przy wykorzystaniu danych z serwisów społecznościowych.
10 kwietnia 2018 roku Mark Zuckerberg będzie przesłuchiwany przez dwie komisje Senatu USA, a dzień później przez Izbę Reprezentantów (niższą izbą Kongresu USA). Pokazuje to, jak poważne konsekwencje może mieć sprawa Cambridge Analytica. W końcu nie chodzi tu o wyciek danych, lecz o nielegalne przetwarzanie informacji o 87 milionach osób i o wpływanie na światową politykę. Takiego scenariusza nie wymyślili nawet twórcy Black Mirror. | CHIP