Dlaczego jednak tak się dzieje? Po pierwsze nie tylko kino 3D przeżywa kryzys. Również zwykłe filmy 2D cieszą się dziś mniejszą popularnością niż kilka lat temu. Ludzie rzadziej chodzą do kina, prawdopodobnie z uwagi na bogatą i tanią ofertę VOD w rodzaju Netflixa, Hulu czy HBO GO. Nic dziwnego, że powoli w stronę tych platform zwracają się wytwórnie filmowe takie jak Paramount Pictures, które ostatnio wprowadziło jedynie na Netflixa “Anihilację” i “Paradoks Cloverfield” – filmy, które pierwotnie były kręcone z myślą o srebrnym ekranie. Druga zaś sprawa to czysta ekonomia – filmy 3D w kinach są o kilka złotych droższe od 2D, a finalny efekt nie zawsze jest warty takiej różnicy. Spora część osób nie może także oglądać filmów trójwymiarowych z uwagi na nudności i zawroty głowy.
Ten trend nie uchodzi uwadze samych twórców, którzy mniej chętnie rzucają się na kosztowne produkcje trójwymiarowych filmów. W 2016 roku powstały 52 takie obrazy, ale rok później już jedynie 44. Za parę lat kino 3D może zniknąć, tak samo jak zniknęła technologia 3D z telewizorów. James Cameron pracuje nad sequelem “Avatara”, a jego premiera została zapowiedziana na 2020 rok. Reżyser, wielki fan obrazów trójwymiarowych, wspomniał, że planuje wykorzystać technologię 3D, która nie wymaga okularów, ale czy uda mu się to osiągnąć? O tym przekonamy się za kilka lat. | CHIP