Nowa dyrektywa Parlamentu Europejskiego uderza w licencje Creative Commons

Dokument wzbudza wiele kontrowersji, szczególnie artykuły 11 i 13. Przepisy nakładają na wydawców i właścicieli portali internetowych m.in. obowiązek zapobiegania łamaniu praw autorskich. Co więcej, portale będą musiały płacić autorom cytatów, które zostaną umieszczone w artykułach. Taka wersja znalazła się w kompromisie zaproponowanym przez Axela Vossa, przewodniczącego Komisji Prawnej (JURI) Parlamentu Europejskiego, co daje dużą szansę na wejście przepisów w życie.
Nowa dyrektywa Parlamentu Europejskiego uderza w licencje Creative Commons

Fundacja Mozilla i EFF zachęcają do rozmów z europosłami o nowych przepisach (graf. CHIP)

Dyrektywa może mieć dodatkowy, nieprzewidziany przez wnioskodawców skutek. Wynagrodzenie za włożoną pracę ma być proporcjonalne i jednocześnie niezbywalne. Oznacza to, że portale i prasa nie będą mogły korzystać z prac opublikowanych na licencjach Creative Commons, które często pozbawione są danych autora, ale pozwalają ponownie wykorzystać utwór. Wydawcy będą też musieli sprawdzać czy teksty i materiały multimedialne publikowane przez użytkowników, nie zostały nielegalnie skopiowane z innego źródła. Wiele serwisów nie stać na stosowanie zautomatyzowanych narzędzi tego typu. Jeśli dyrektywa w obecnym kształcie wejdzie w życie, może się okazać, że wiele stron po prostu wyłączy komentarze.

Kontrowersje budzi zwłaszcza słowo “niezbywalne”, przez które licencje Creative Commons tracą sens (graf. CHIP)

Zyskają na tym oczywiście duże serwisy. W zasadzie tylko one mają odpowiednie algorytmy, które sprawdzą czy plik przesłany przez użytkownika nie został nielegalnie skopiowany. Choć takie narzędzia również bywają zawodne. Znane są przypadki blokowania przez serwis YouTube legalnie działających kanałów. Najjaskrawszym przykładem było zablokowanie na kanale NASA nagrania z lądowania na Marsie łazika Curiosity w 2012 roku na życzenie telewizji Scripps Network Interactive. Jeśli instytucje państwowe mają problemy w udowadnianiu, że są właścicielami publikowanych treści, to zwykły użytkownik jest praktycznie na straconej pozycji w takiej sytuacji. Zwłaszcza, jeśli będzie miał przeciwko sobie koncerny medialne, które dla algorytmów są bardziej wiarygodne.

W internecie dostępne są grafiki, filmy i teksty, z których można korzystać za darmo (graf. CHIP)

Prawo, które powstaje w Parlamencie Europejskim było już wcześniej wprowadzone m.in. w Hiszpanii. I nie przyniosło dobrych rezultatów. Do tego stopnia, że w 2014 roku Google zrezygnowało z prezentowania hiszpańskojęzycznych wiadomości w Google News. W przeciwnym razie koncern musiałby płacić za wszystkie pojawiające się w Google News treści. Stracili na tym zarówno internauci jak i mniejsze portale, którym odebrano jedną z możliwości bezpłatnej promocji.

Trudno nie odnieść wrażenia, że urzędnicy żyją w alternatywnej rzeczywistości, proponując podobne zapisy. I to pomimo głosów internautów, wydawców, a także samych członków Parlamentu Europejskiego. Jeśli propozycje Axela Vossa wejdą w życie, będziemy mieli do czynienia de facto z likwidacją prawa cytatu i ograniczeniem dyskusji publicznej na ważne społecznie tematy. Z tego powodu Mozilla uruchomiła stronę internetową, na której zachęca do informowania telefonicznie europosłów o szkodliwości zapisów artykułów 11 i 13 proponowanej dyrektywy. | CHIP