Przedstawiciele YouTube z kolei twierdzą, że serwis nie jest kierowany do najmłodszych. Z myślą o nich, koncern stworzył w 2015 roku specjalną aplikację YouTube Kids, która pozwala rodzicom filtrować treści. Mimo to, program korzysta z danych umieszczonych na portalu. Co prawda Google nie pozwala adresować reklam do osób poniżej 18 roku życia, jednak wystarczy tak naprawdę dobrać odpowiednie słowa kluczowe takie jak “zabawka” czy “dziecko”, aby trafić do najmłodszych. Korzystają z tego YouTuberzy, którzy na przykład testują zabawki. Kanały pozwalają zarabiać ich twórcom miliony dolarów na reklamach.
Warto też dodać, że na YouTube znajdują się treści często nieodpowiednie dla młodych widzów. W polskim internecie bardzo popularne są kanały tzw. patostreamerów. Są to osoby, które prezentują często wulgarne zachowania. W ostatnim czasie pisaliśmy o zatrzymaniu przez jednego z najpopularniejszych polskich YouTuberów, który molestował za pośrednictwem sieci nieletnie dziewczynki. Sprawę na policję zgłosił jeden z użytkowników serwisu Wykop.
Użytkownicy serwisów społecznościowych zaczęli baczniej przyglądać się w jaki sposób koncerny przetwarzają ich dane po tym jak na jaw wyszły informacje o wycieku danych prawie 90 milionów użytkowników Facebooka. Zostały one później wykorzystane w kampanii wyborczej, między innymi Donalda Trumpa. Oczywiście nie jest żadnym zaskoczeniem, że firmy internetowe zarabiają na przetwarzaniu danych swoich użytkowników. Wszystko jest w porządku, dopóki firmy informują o tym fakcie i działają w granicach prawa. Zarówno w przypadku Google jak i Facebooka to ostatnie ocenią instytucje kontrolne i sądy. | CHIP