Podobne pozwy składali już twórcy oryginalnej “Tower Defence”. Jak nietrudno domyślić się po popularności stworzonego przez nią gatunku, nie osiągnęli oni sukcesu na sali sądowej. Bluehole twierdzi jednak, że Epic Games wykorzystało wzorce przedmiotów dostępnych w grze i niektóre elementy UI gry. To dość dziwne stwierdzenie, zwłaszcza, że, o ile ogólna koncepcja obu gier faktycznie jest bardzo podobna, o tyle już graficznie obie produkcje różnią się od siebie znacząco.
Jak dodaje Jacek Tomczyk, dziennikarz CHIP specjalizujący się w tematyce esportu:
Rywalizacja pomiędzy dwoma najpopularniejszymi obecnie tytułami e-sportowymi jest zacięta. “PUBG” przegrywa wyraźnie głównie ze względu na model biznesowy. Twórca darmowego “Fortnite”, firma Epic Games, wykorzystała okazję i prześcignęła swojego konkurenta zarówno w liczbie graczy jak i oglądających w serwisach streamingowych.
W wielkim skrócie: koncepcja gry wprowadzona przez PUBG, obecnie bardzo popularna, polega na wypuszczeniu postaci graczy na zamknięty, acz dość obszerny, teren. Wygrywa ten, kto dotrwa do końca jako ostatni przy życiu. Proste, banalne wręcz rozwiązanie, które… właściwie nie jest nowe. Występowało w grach od bardzo dawna (choćby tryb “Last Man Standing” w Unreal Tournament). Różnica polega na skali. Co kiedyś dotyczyło kilkunastu graczy, dziś jest udziałem setki na raz.
Jak dodaje Jacek Tomczyk: Pozycja “Fortnite” może się jeszcze umocnić po tym, jak producent gry zapowiedział wielomilionowe inwestycje w e-sport. Gatunek battle royale sprawdza się również na turniejach offline przekonaliśmy się podczas Intel Extreme Masters. Świetnie zorganizowany turniej “PUBG” był bardzo emocjonujący i wywołał duże zainteresowanie pomimo stosunkowo niewielkiej puli nagród.
Szanse powodzenia pozwu są raczej niewielkie. Oznaczałoby to, że twórcy pierwszej gry danego gatunku mogą oczekiwać iż ich prawa autorskie rozciągane są na cały rodzaj gier. Jeśli przez moment pojawiła się Wam, drodzy czytelnicy, myśl, że to może być zasadne, to mam dla was mały eksperyment myślowy. Rozciągnijcie tę zasadę na kino i literaturę i spróbujcie przewidzieć konsekwencje | CHIP