— Rosnące zjawisko naruszeń praw własności intelektualnej w Internecie czyli ujmując krótko „piractwo”, wymaga skutecznej reakcji, która pozwoli na uczciwe wynagradzanie twórców za ich dzieła — tłumaczy Tadeusz Zwiefka, który z ramienia delegacji PO-PSL koordynuje prace nad tym tematem w Komisji Prawnej. — Każdy kto ma ulubionego piosenkarza, autora książek czy ulubiony film, chciałby, aby otrzymywali oni odpowiednią płacę za ich pracę, która cieszy nas na co dzień, dostarcza rozrywki i buduje naszą polską i europejską tożsamość kulturową.
Julia Reda, niemiecka eurodeputowana należąca do Partii Piratów nie zgadza się ze zdaniem Tadeusza Zwiefki i nawołuje do protestów. Jak pokazuje historia, nacisk społeczny działa. Po tym, gdy obywatele już raz wyszli na ulice, Parlament Europejski odrzucił kontrowersyjną umowę handlową z USA znaną powszechnie pod nazwą ACTA. Sytuacja może się powtórzyć, bo decydujące rozstrzygnięcie zapadnie w Parlamencie Europejskim około 4 lipca. Julia Reda zwraca też uwagę, że za zmianą prawa autorskiego opowiadają się również partie eurosceptyczne, zatem nie do końca zasadne jest według niej obwinianie Unii Europejskiej za zamieszanie.
We can still turn this around! The #linktax and #uploadfilters passed a critical hurdle today. But in just 2 weeks, all 751 MEPs will be asked to take a stand either for or against a free & open internet. The people of Europe managed to stop ACTA, we can #SaveYourInternet again! pic.twitter.com/883ID7CKDE
— Felix Reda (@Senficon) June 20, 2018
Zdecydowanie najbardziej kontrowersyjny jest 13 artykuł przegłosowanej przez Komisję Prawną dyrektywy w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Przeciwnicy nowego unijnego prawa podkreślają, że w znacznym stopniu zablokuje ono możliwość wymiany treści w internecie. I wcale nie chodzi o np. udostępnianie pirackich treści – to już dziś jest nielegalne. Poprzez ograniczenie wymiany treści należy w tym przypadku rozumieć m.in. kontrolowanie komentarzy w serwisach, które umożliwiają taką formę interakcji z czytelnikami, czy np. konieczność płacenia tantiem wydawcom treści, do których linkują inne serwisy.
Konsekwencje wprowadzenie odpłatności za linkowanie najbardziej odczują internauci. Po prostu wyszukiwarki internetowe przestaną być funkcjonalne, bo za ich pośrednictwem otrzymujemy przecież linki, wyszukane treści odsyłające do różnych witryn, w których publikacje odpowiadają zapytaniu internauty. Po wprowadzeniu podobnych przepisów w Hiszpanii, Google zlikwidowało hiszpańskojęzyczną wersję serwisu Google News. Zatem zagrożenie jest realne. To nie koniec. Lubisz tworzyć memy? Tego typu działalność po wejściu nowego prawa w życie może zostać potraktowana jako plagiat. Oczywiście bez memów można żyć, ale bez dobrze działających mechanizmów wyszukiwania treści, sztucznie ograniczonych przez odpłatność linkowania będzie to oznaczało koniec internetu jaki znamy dziś.
Nie ma w tym stwierdzeniu wielkiej przesady. Zresztą, przyjrzyjmy się dokładnie zapisowi artykułu 13 wspomnianej dyrektywy:
1. Dostawcy usług społeczeństwa informacyjnego, którzy przechowują i zapewniają
publiczny dostęp do dużej liczby utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną zamieszczanych przez swoich użytkowników, we współpracy z podmiotami praw podejmują środki w celu zapewnienia funkcjonowania umów zawieranych z podmiotami praw o korzystanie z ich utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną bądź w celu zapobiegania dostępności w swoich serwisach utworów lub innych przedmiotów objętych ochroną zidentyfikowanych przez podmioty praw w toku współpracy z dostawcami usług. Środki te, takie jak stosowanie skutecznych technologii rozpoznawania treści, muszą być odpowiednie i proporcjonalne.
Dostawcy usług przekazują podmiotom praw adekwatne informacje na temat funkcjonowania i wdrażania środków, a także, w stosownych przypadkach, adekwatne sprawozdania na temat rozpoznawania utworów i innych przedmiotów objętych ochroną oraz korzystania z nich.
2. Państwa członkowskie zapewniają wdrożenie przez dostawców usług, o których mowa w ust. 1, mechanizmów składania skarg i dochodzenia roszczeń, które są dostępne dla użytkowników w przypadku sporów dotyczących stosowania środków, o których mowa w ust. 1.
3. W stosownych przypadkach państwa członkowskie ułatwiają współpracę między dostawcami usług społeczeństwa informacyjnego a podmiotami praw poprzez dialog zainteresowanych stron w celu określenia najlepszych praktyk, takich jak odpowiednie i proporcjonalne technologie rozpoznawania treści, biorąc pod uwagę m.in. charakter usług, dostępność technologii i ich skuteczność w świetle rozwoju technologii.
Wątpliwości budzi pierwszy punkt artykułu 13. Chodzi o nałożenie na jakiekolwiek podmioty publikujące treści w sieci obowiązku filtrowania treści nie tylko własnych, ale jakichkolwiek znajdujących się w danym miejscu, czyli np. komentarzy. W praktyce może to oznaczać, że wiele serwisów po prostu wyłączy komentarze obawiając się konsekwencji “przepuszczenia” np. komentarza zawierającego choćby mem, w którym do jego stworzenia wykorzystano zdjęcie chronione prawem autorskim.
Rozwiązaniem problemu mogłoby być wprowadzenie automatycznych systemów filtrujących treści zawierających jakiekolwiek materiały chronione prawnie, ale – po pierwsze – małe serwisy, niewielkie wydawnictwa, blogerzy i całe mnóstwo innych ludzi, którzy okazjonalnie publikują cokolwiek w internecie po prostu nie stać na wdrożenie automatycznego i – co ważniejsze – skutecznego mechanizmu filtrowania treści. Zresztą z tym zadaniem nie radzą sobie nawet najwięksi giganci branży – choćby Google. Należący do niego serwis YouTube od dawna korzysta ze zautomatyzowanych algorytmów filtrujących. Mimo to wielokrotnie słyszeliśmy o sytuacjach, kiedy blokowane były treści legalnie działających kanałów (przykład: zablokowanie na kanale NASA nagrania z lądowania na Marsie łazika Curiosity w 2002 roku).
Wreszcie, nawet jeżeli nie publikujecie niczego w internecie i nie komentujecie, to nowe przepisy i tak mogą w was uderzyć. Na przykład Google może zrezygnować z prezentowania najnowszych wiadomości na górze strony z wynikami wyszukiwania, by nie płacić twórcom za wszystkie pojawiające się i automatycznie wyszukane treści. Podobnie rzecz będzie się miała w przypadku jakichkolwiek agregatorów treści. Dotychczas stanowiły one korzyść zarówno dla czytelników (ciekawe informacje z danej tematyki w jednym miejscu) i dla serwisów (większy potencjalnie zasięg). W momencie wprowadzenia odpłatności za linkowanie, tego typu usługi mogą po prostu zniknąć.
Warto też wyjaśnić jeszcze jedną istotną kwestię: artykuł 13 nie znosi prawa cytatu – choć niektóre serwisy podają i taką interpretację. W idealnym świecie algorytmy powinny bezbłędnie wyłapywać faktycznie pirackie treści zapewniając wszystkim pozostałym swobodę wypowiedzi. Tyle że wystarczy, aby automatyczne filtry zaczęły działać zbyt dokładnie, co oznacza po prostu prewencyjną cenzurę, ograniczającą mechanicznie prawo cytatu, mimo że nowe przepisy go nie ograniczają. | CHIP