Na tę chwilę nie za bardzo wiadomo jak np. wydawca miałby płacić cytowanym podmiotom. Przepisy wspominają jedynie, że wynagrodzenie za włożoną pracę ma być proporcjonalne i jednocześnie niezbywalne. W praktyce zacytowanie treści spoza UE przez portal z wewnątrz wspólnoty będzie często niemożliwe, bo nieraz po prostu nie da się dotrzeć bezpośrednio do autora pierwotnego tekstu.
O zasadach, które prawdopodobnie zostaną przegłosowane już wkrótce przez Parlament Europejski nie jest tak głośno jak było chociażby kilka lat temu w przypadku ACTA. Ograniczenie jest tu bowiem bardziej złożone i na pierwszy rzut oka może wydawać się nie tak dotkliwe dla zwykłego użytkownika. To jednak bardzo odległe od prawdy. O tym jak ma działać nowe prawo pisaliśmy już wcześniej, tu więc tylko nakreślę z czym mamy do czynienia.
Artykuły 11 i 13. nakładają na wszystkich wydawców, także internetowych, obowiązek pilnowania, by w ich kanałach nie łamano prawa własności intelektualnej. Brzmi dobrze, prawda? Niestety, w praktyce sprowadza się to do zmiany obowiązującego od setek lat (pierwotnie zwyczajowo, a od XIX wieku w sposób skodyfikowany) prawa cytatu, pozwalającego na użycie krótkich fragmentów innych prac, przy zaznaczeniu skąd pochodzą. Cytaty nadal będą oczywiście możliwe, ale wyłącznie odpłatnie. To oznacza m.in. zablokowanie wielu filmów na YT, które przecież często korzystają z fragmentów innych materiałów video. Największe oczywiście będą mogły pozwolić sobie na opłacenie twórców cytowanego materiału. Reszta albo zmieni formułę, albo nie będzie dostępna dla użytkowników w Unii Europejskiej.
Jeszcze bardziej niebezpiecznym wydaje się fragment artykułu 13, który przewiduje w przyszłości powstanie specjalnego algorytmu sprawdzającego, czy publikowana treść nie zawiera elementów znajdujących się w bazie danych treści chronionych nowym prawem autorskim. Do używania go ma być zmuszony każdy wydawca. Prawdę powiedziawszy brzmi to po prostu jak prewencyjna cenzura internetu. Zwłaszcza, że mniejszych serwisów zapewne nie będzie stać na wprowadzenie kosztownych systemów monitorujących treści publikowane przez użytkowników. W efekcie prawdopodobnie część z nich zdecyduje się w ogóle wyłączyć komentarze.
Czasami podobne regulacje mogą prowadzić do interesujących paradoksów. Jedną z pierwszych “ofiar” porządkowania serwisu pod kątem nowego prawa, obok wspomnianych już kanałów, padł kanał TVLibertés należący do francuskiego Zjednoczenia Narodowego (wcześniej Front Narodowy). 14 czerwca usunięto kilka filmów na tym kanale, w oparciu o naruszenie własności intelektualnej. Liderka partii, Marine Le Pen określiła w wywiadzie dla stacji Europe1, że to nie efekt przepisów, a działanie polityczne. Nie kryje ona bowiem swojego poparcia dla mających wejść w życie przepisów. Ciekawe jak długo utrzyma podobne zdanie. Polscy przedstawiciele w Komitecie Zastępców Stałych Przedstawicieli Rady UE poparli obecną wersję dyrektywy | CHIP