Jak informuje serwis Bloomberg amerykańskie służby oraz wymiar sprawiedliwości coraz częściej sięgają po dostęp do danych użytkowników sieci. Tylko w zeszłym roku do Facebooka, Google’a, Microsoftu, Twittera, Apple’a i Oath wpłynęło 130 tys. próśb o dostęp do danych klientów tych firm. W 80 proc. przypadków firmy udzieliły żądanych informacji i dostępu. Jednocześnie, Bloomberg dodaje, że w swoim raporcie nie bierze pod uwagę operatorów telekomunikacyjnych.
Najciekawsze jest to, że jedna trzecia służb i organów ścigania ma problem z określeniem, jaki podmiot dysponuje danymi, które niezbędne są w prowadzeniu dochodzenia w danej sprawie. 25 proc. organów z kolei deklaruje, że nawet po zidentyfikowaniu firmy, która administruje danymi, pojawiają się problemy z uzyskaniem dostępu do nich. Być może stąd liczba ponad 660 tys. zapytań. Instytucje po prostu szukają po omacku.
Tymczasem w Polsce, wg sprawozdania Ministra Sprawiedliwości dot. pobierania przez Policję i służby specjalne billingów, danych o lokalizacji i innych danych telekomunikacyjnych, w 2017 r. wspomniane instytucje sięgnęły po dane 1 222 314 razy (wzrost o niemal 100 tys. w porównaniu z rokiem 2016, wówczas było to 1 147 092 tzw. danych operacyjnych). Rośnie także liczba stosowanych przez służby podsłuchów (tzw. kontroli operacyjnych). Jak podkreśla Fundacja Panoptykon absurdem jest sytuacja, w której z komunikatów wyłania się obraz coraz mniejszej przestępczości, a jednocześnie rośnie liczba podsłuchów i przekazywanych danych. Według fundacji brak realnej kontroli nad pozyskiwaniem danych przez służby, a polskie instytucje, podobnie jak amerykańskie, często poruszają się po omacku. W odpowiedzi na pismo Fundacji skierowane do Sądu Okręgowego w Gdańsku, przyznał on, że „ustawa nie stwarza możliwości zweryfikowania, czy sięgnięcie po informacje było niezbędne, celowe i należycie uzasadnione (…), a więc nie daje podstawy do przeprowadzenia realnej – spełniającej standardy ochrony praw człowieka – kontroli”.